Oprócz przemieszczania się różnymi sposobami (auto-nogi i tym podobne) po Weston, jem, ale nie o tym chciałam pisać (a przynajmniej nie tym razem). Słucham też muzyki i właśnie o muzyczce będę się dziś rozwodzić.
Nie byłabym Diną, gdybym nie słuchała Kings Of Leon. Słucham ich namiętnie i godzinami rozpływam się w głosie Caleba. Co ciekawe, okolicznym kotom bardzo przypadła do gustu muzyka Kingsów i siedzą mi pod oknami przyczepy. A propos Kingsów, dziś, kiedy to z wolna, tanecznym krokiem spacerowałam po Tesco (a yeah, wszelka forma rozrywki dozwolona, a w Tesco przynajmniej słoneczko nie przygrzewa za mocno w głowę i panuje przyjemny chłodek. Znów gubię wątek *karci i tłucze po bani*) nagle i znienacka dostrzegłam wielką łunę światła i usłyszałam głos wrzeszczący KUP MNIE (lub też BUY ME dla czepialskich) dochodzące od jednej z półek. I dostrzegłam ją. Only By The Night w cenie pięć funcików za sztukę. Na skrzydłach miłości dotarłam do regału i radośnie zagruchałam. Chętni pisać, to jutro kupię. Tylko trochę taniej niż w Polsce, ale jeśli doliczyć dojazdy, przesyłki, cuda-nie-wida, to tutaj wychodzi taniej. Wyczaiłam też Johna Lennona za
Wracając do muzyki, w której się tu rozpływam, pochłaniam ostatnimi czasy moje najnowsze odkrycie, a mianowicie Late Night Alumni. Zespół, którego wokalistka oczarowała mnie swoim głosem, podobnie jak jakiś rok temu zrobiła to pani z Blue Foundation, które również rozdziera głęboką ciszę wypełniającą przyczepę campingową.
Dodatkowo, w Weston-super-Mare nie może zabraknąć muzyki Deep Purple. Dlaczego? A z tego powodu, że z tej miejscowości pochodzi gitarzysta DP. Rozpływam się w myśli, że kiedyś tymi ścieżkami chodził i być może idę po jego śladach, huhuh! A więc między innymi Smoke on the water oraz Sometimes I feel like screaming również znajdują się na mojej playliście. Cóż więcej? Michael kochany, MUSE, trochę zamulaczy, kiedy płaczliwie tęsknię za Patrykiem.
Kiedy nie słucham muzyki, rozpływam się w szumie fal i krzykach mew nad moją głową. Szum wiatru niesie do mnie głosy z daleka. Czuję miłość i zew oceanu. Tym poetyckim (oO) akcentem zakończę moje wywody.
Ach, zapomniałabym. Odpowiedź na zagadkę 1: W Weston-super-Mare, jak wynika z opowieści bardzo miłego pana Leszka, jest mało śmietników z obawy przed tym, że „przypadkiem” jakiś ktoś mógłby wrzucić bombę w jakimś zatłoczonym miejscu. Pan Leszek pokazał nam też, gdzie wyrzuca się odpadki, aby nie zaśmiecać głównych ulic. Odpowiedź na zagadkę 2: A kiedy już jakiś totalny niechluj wywali puszkę na High Street czy też na Meadow Street (czyli mówiąc bardzo po polsku, na Łąkowej), całą noc po mieście zasuwają ludzie i te śmieci zbierają. Ale z tych Angoli pracusie!
EDIT:
Już po zakupach. Niestety, AC/DC rozeszło się jak ciepłe bułeczki, nad czym szalenie ubolewam (DAMN!).
+ Jestem tak nieogarnięta ostatnio, że zatrzasnęłam pokój zostawiając klucze od niego i od rowerów i od domu w środku, bombastic. Jestem genialna, wiem! *puka się w czoło*. Na szczęście wujaszek ma zapasowy :) Tylko najpierw musi wrócić z pracy, hahaha. Tymczasem, zaginaliśmy po Weston z buta. Zaliczyłam pocztę (udało mi się wysłać te kartki, haha!) no i Tesco. Jeszcze tylko wieczorem nad zatokę, bo przypływ będzie. Ups, chyba trochę pogoda pokrzyżuje mi plany, bo właśnie zaczęło padać. Ach, trzeba wam zobaczyć angielski deszcz... O.O Na całe szczęście, nie złapał nas kiedy byliśmy z kuzynem na mieście. No i pogoda się tu zmienia jak w kalejdoskopie, więc może do dwudziestej się wypogodzi. Oby.