sobota, 24 lipca 2010

# 159, letter to heaven

24 lipca 2010


Mój Drogi,

Minął miesiąc, a ja nadal słyszę echo Twojego wesołego śmiechu i szybkich kroków, kiedy dreptałam za Tobą do sklepu, żeby kupić ten likier dla Dagi. Mam przed oczami obraz Twojej szczęśliwej twarzy, którą smagały promienie palącego słońca. Czuję na sobie Twoje rozbiegane spojrzenie, a w uszach dzwoni tembr Twojego głosu, który poganiał mnie cicho, choć wcale nie musiał tego robić. Nawet gdybyś nie patrzył, czy idę, podążałabym za Tobą jak mała dziewczynka.
Moje niepocieszone serce nadal przepełnia gigantyczna, bezdenna pustka, której wszechmiar zalewa mój zmęczony umysł aż po same krańce. Stłumione szlochy i ciche łkania rozrywają mnie, kiedy widzę Twoją smutną twarz wykrzywioną w nieszczęśliwym uśmiechu. W samotności błądzę jak ślepiec przez zakamarki mojego rozumu, który zagubił się gdzieś w katatonii istnienia. Jak mantrę powtarzam, jak zaklęcie, czar, klątwę: To się nie stało naprawdę. Modlę się w duchu, żeby te żarliwe krzyki duszy zmieniły przeszłość, aby odmienić zło teraźniejszości i niewiadomą nadchodzącego jutra. Przystaję na moment, zatracam się w ponurych myślach i wracam do tych radosnych chwil, kiedy byłeś i przez myśl nie przeszłoby mi, że mogłoby Ciebie zabraknąć.
Wierzę, że towarzyszysz mi w prozaiczności ludzkich chwil. Wydaje mi się, że słyszę ciche westchnienia i urwane uśmiechy. Mam w głowie Twoje słowa i niemal czuję, że jesteś gdzieś obok, tylko moje niewidzące oczy nie są w stanie dojrzeć Ciebie. Może teraz bije od Ciebie zbyt wielki blask i oko szarego człowieka, pogrążonego w mrokach życia nie jest w stanie dostrzec bijącej od Ciebie łuny oślepiającego światła. Może dane jest tylko czuć to ciepło, które rozlewa się w okolicach serca na wspomnienie Twojego miękkiego głosu i uśmiechu, którego nigdy Ci nie brakowało. Może pozostaje nam mówienie do nieprzeniknionych ciemności, kiedy nikt nie widzi cieknących po policzkach łez i kiedy słyszysz to tylko Ty. Czy słyszysz, że ja ciągle mówię, jak w transie? Usłysz mnie, tak wiele mam Ci do powiedzenia. 
I mimo że już Cię ze mną nie ma, dla mnie jesteś wieczny. Jakaś część mnie zawsze będzie się łudzić, choć w żaden sposób tego nie okażę. Nie będę przejawiać, że kiedykolwiek byłeś dla mnie ważny. " Jeśli się wstydzisz, to znaczy, że Ci zależy. " powiedziałeś kiedyś. Szkoda, że nie wszyscy wiedzą, że tak winni to pojmować.
Szukałam Cię. Mojego szczęścia, jedynej nadziei, kolejnego jutra i poprzedniego wczoraj. Już nie umiem pisać o Tobie jak kiedyś. Czas... Tak, to on wszystko zmienia. Szukałam Cię, znów tańczyłam ze śmiercią... I nie znalazłam bo zapomniałam, że w po prostu... W sercu Cię schowałam. A i tam jeszcze kiedyś Cię odszukam.
Wybacz, sam wiesz najlepiej, co. To po prostu najlepiej oddaje to, co chcę powiedzieć. A chciałabym powiedzieć tak wiele.

Trzymam się, choć tak potwornie za Tobą tęsknię,
Patryku.