Teraz już jestem pełnoletnia pełną parą, bo 12:05 już była. Kochaneczki - mam 18 lat.
O północy (a może jakoś po) zostałam zawalona milionem smsów, telefonów z życzeniami. Najbardziej oryginalne - oczywiście od Agniesi.
Fszyskjego najlepshego s okazji órocin.
Zdania matóry, dostania się na wymarzone stódja.
Niezbyt wiele alkoholu aczkolwiek czasem nie jest źle.
Ódanego i satysfakcjonującego pożycia.
Niezbyt wielu nerwów.
Rzeby każda poraszka f rzyció czegoś Cię naóczyła bo i to się przydaje.
Dórzo zabawy, sópcio koleguf i kolerzankóf.
Oraz że Cię nie opuszczę asz do Śmjerci.
Rzyczy Agńjeśa :*
Zdania matóry, dostania się na wymarzone stódja.
Niezbyt wiele alkoholu aczkolwiek czasem nie jest źle.
Ódanego i satysfakcjonującego pożycia.
Niezbyt wielu nerwów.
Rzeby każda poraszka f rzyció czegoś Cię naóczyła bo i to się przydaje.
Dórzo zabawy, sópcio koleguf i kolerzankóf.
Oraz że Cię nie opuszczę asz do Śmjerci.
Rzyczy Agńjeśa :*
Daga nie chciała mi złożyć, Pina zamuliła i skumała trzy po północy (;***), Damko, Shagol i Sylwia, która ubiegła wszystkich i zostawiła śliczny opis na GG (ale szpan! :D). Oprócz tego, rozbrajające Olkowe "Bubcia, wsiego dobrego siostro!", od którego toczyłam się ze śmiechu po C.H Kaszebe *cwaniak2*
Szalony dzień jak ja pierdziu. Pobudka o 7:00, żeby zdążyć na autobus do Martynki. Czekała na mnie na przystanku z Kinderkami i cuuuudownymi kwiatami, które zostawiłam w Centrum Krwiodawstwa, które znajduje się za kostnicą (oO). W Centrum masa ludzi, którzy składali mi życzenia na każdym kroku (baba wbija mi igłę w żyłę i z uśmieszkiem pod nosem życzy wszystkiego najlepszego, haha). Mieli zdziwione miny, że dopiero co osiemnaście na karku, a już u nich siedzę. Byłam bardzo dzielna, nawet nie pisnęłam. A taki facet (46 lat), trząsł się jak galareta (Martyna mówiła, że jak wychodził to trzęsły mu się nogawki!) i pocił się jak prosię jak siedział na tym fotelu. Przy pobieraniu krwi do morfologii o mało nie zemdlał. Wrażliwiec. Ja jednak byłam dzielna. Bez przerwy mnie się pytali, czy wszystko w porządku, jakby coś mogło być nie tak -.- Czuję się lepiej niż przed oddaniem, szczerze mówiąc. Jakiś miły kolega Kuba mruknął "najlepszego pod nosem", ale niemrawo, bo właśnie piguła wierciła TAKA WIELKĄ IGŁĄ w jego żyle. Lekko mnie zemdliło jak ją zobaczyłam. Wszyscy się dookoła pytali się jak się czuje, a ja nigdy nie czułam się lepiej i chciałam już IŚĆ DO DOMU.
Postanowiłyśmy pójść z Martynką do Patryka na cmentarz. Po drodze złapał nas deszcz i wyglądałyśmy jak zmokłe kury (pozdro). Popaliłyśmy znicze i w drodze powrotnej okazało się, że przepadł mój dowód osobisty! Wróciłam się aż na cmentarz, odsyłając Martynkę do domku. Skitrana dzwonie do mamy, że zgubiłam dowód, a ona mi mówi, że znalazł się w sklepie -.- Tym sposobem, wszyscy wiedzą jaka ze mnie gapa, co dowód gubi w dzień urodzin -.- Supciooo! Dowodzik na szczęście jest już na swoim miejscu i szafa gra!
Kiedy już szłam na autobus złapała mnie burza (prezent od Matki Natury z okazji urodzinek *.* *Dinka kocha burzę z piorunami*). Zlało mnie z góry do dołu, byłam cała mokra jak kurcze blade. Ludzie gapili się na mnie spod dachów i parasoli jak na idiotkę, a ja przez całe miasto zaginałam z sandała i słuchałam jak cudownie walą pioruny. Przemoczona do suchej nitki wylądowałam w C.H Kaszebe (gdzie też zataczałam się ze śmiechu po otrzymaniu sms'a od Olka). Czekałam na autobus, stojąc przy wyjściu. Wygląd: a'la zmokła kura na amen. Deszcz ściekał mi z włosów i z ciuchów. Słuchawki na uszach, nogą podryguję i śmieję się pod nosem. Jakiś (na oko) szesnastoletni dryblas uśmiechał się do mnie.
I nagle pojawił się Pan Współczujący (lat 22 - tak myślę). Pokazuje paluchem na opatrunek na nodze. Wkurzona wyjęłam słuchawki. Dialog wyglądał tak:
Współczujący: Co Ci się w nogę stało? (Z troską i "niesamowitym" przejęciem)
Dina: Zbicie. (Wkłada słuchawki w uszy)
Współczujący: Miałaś operację?
(Dina w myślach: Czy ja wyglądam po tym oddaniu krwi na trupa?oO)
Dina: Nie, zwykłe stłuczenie. (Wkłada słuchawki w uszy)
(Współczujący chrząknął znacząco. Wyjmuję słuchawkę)
Współczujący: Czekasz na autobus? (Kiwa głową w stronę przystanku, wachlując rzęsami)
Dina: Do domu. (Słuchawki na uszy)
(Współczujący chrząknął znacząco. Wyjmuję słuchawkę)
Współczujący: Jak Ci na imię? (Mina: "Dziś walę prosto z mostu")
Dina: Nie powiem.
Współczujący: Dlaczego?
Dina: Bo nie.
Współczujący: Masz kogoś?
Dina: Mhm.
(Współczujący z urażoną miną wierci stopą w kafelku, jakby chciał wykopać tunel i zapaść się pod ziemię. Mina: "Mi się nigdy nie odmawia". Dina: Słuchawki na uszy. Współczujący: odwraca się na pięcie i odchodzi obrażony na cały świat)
Panowie, dobra rada. Podryw na empatę nie przechodzi *hahahha*.
Ogólnie: jestem sierota, bo gubię dowód i cała wiocha o tym wie. Jestem twardzielka, bo ja nie spociłam się ze strachu a starszy pan tak. Jestem super-babka, bo faceci próbują mnie wyrwać na wrażliwca nawet wtedy, kiedy wyglądam jak zmokła kura.
Dziubek w czubek,
Dina.
Prezencik od Martynki :*
Hej ho, 8 czekolad, haha :D
Moja dziura w żyle, hah :)