poniedziałek, 31 maja 2010

# 118, dziś zachowałam jakąś hierarchię wartości. Jestem z siebie dumna jak jasna anielka!

Dziś wielki dzień! Totalnie kolosalny, gigantyczny i kosmicznie, potwornie olbrzymi! Ludziska, po raz pierwszy od 9293873635 miesięcy (tak około, oczywiście) nie zaczęłam mojego pozaszkolnego dnia od postu! God, poprzestawiało mi się w głowie. A wiecie, dlaczego? Z radości, że jeszcze tylko 25 dni i będą te upragnione WAKACJE! Koniec z matmą, polakiem, angolem (zaliczyłam dziś słówka, hahaha!) i francuskim i wszystkiiiiiiim! *radoszka po pachy* Tylko na dwa miesiące, ale i to jest super-odlotowe i po prostu żyć-nie-umierać! Dziś bardzo grzecznie zakuwałam histo-ryję na jutrzejszy, OSTATNI w liceum sprawdzianik. Do końca roku zostało nam 8 historii, 2 WOS-y, 3 geografie, 6 francuskich, 12 angielskich, 14 biologii, 9 chemii, 7 wuefów, a matematyk i polskich nie liczę, bo nie chcę paść na zawał (zapewne tyle, co biologii lub angielskiego *potężny strzał w łeb*). Czuję się wyluzowana, pomimo że mój kark odmawia posłuszeństwa i nie pozwala kręcić głową na boki ani w żadnym innym kierunku. Katorga, kiedy nie mogę w spokoju popatrzeć na własne stopy. 
Właśnie uświadomiłam sobie pewien masakryczny fakt. Powszechnie wiadomym jest, że jutro obchodzimy Dzień Dziecka. Najciekawsze jest to, że to mój ostatni Dzień Dziecka, kiedy jestem dzieckiem. Za rok będę starą i zrzędzącą kwoką, która będzie wyluzowana, bo już będzie po maturkach! Będę siedzieć i rwać włosy z głowy, czy dostanę się tam, gdzie sobie wymarzę czy też nie. Na razie o tym nie myślę, bo wyłysieję do przyszłego roku. I tak przed każdym sprawdzianem czy kartkóweczką, włosy wyrywam garściami, drąc się w niebogłosy: " Cholipa, nie umiem tego @#$%^&*((*&^%$ !" Dobrze, że natura nie poskąpiła mi włosów, bo zostałyby mi już tylko trzy na zaplecenie tego warkoczyka z jakiegoś dowcipu, którego już nie pamiętam (zawsze chciałam sypać kawalasami jak asami z rękawa. Ej, zrymowało się! Bomba! A może mi się wydaje? *myśli*. Kawalasami - asami... A tam, nie wiem *głupi śmiech popaprańca*). 
W środę klasowo do kina na Prince Of Persia *wyśmiewacz, Shaggy :D Pojadę szybciej niż Ty, hahaha*, w piątek na Druciową osiemnastkę, w sobotę na Lednicę, w niedzielę będę siedzieć i płakać, że nie przeczytałam Ludzi bezdomnych i że nie umiem na  żaden z masy sprawdzianów, które mnie jeszcze czekają, więc zapowiada się naprawdę odlotowo, haha. Gadam jak potłuczona? Też mi się tak wydaje. Czysta głupota.
Wracam do historii. Gomułka, Bierut i układ Sikorski - Majski na mnie czekają. Pozdrawiam Was gorąco od Polski w czasie II Wojny Światowej, bije niski pokłon (auć, mój kark!) i zawijam, bo lewicowy i prawicowy rząd mruga do mnie kusząco i ponętnie, co wygląda dość komicznie, więc muszę położyć kres tym wygłupom. Lecę na cztery łapy, mili moi. Adieu.

 Dinka.

+ muzyczka:
Placebo - Follow The Cops Back Home
*serduszka*
++ płakałam ze śmiechu:

źródło: demotywatory.pl

niedziela, 30 maja 2010

# 117, ponawiam casting na My Own Super Hero.

Jacyś chętni? 

Płaczliwy humor. Kurcze, pocą mi się oczy. 

Chyba nie mam ochoty na gadanie. To na razie.

# 116, Yay, moje nogi! Gdzie są moje nogi?!

Po wczorajszej wybornej zabawie w doborowym towarzystwie, cierpię okropne bóle. Moje stopy wyglądają jak dwa potężne buraki. Damn, źle się z tym czuję. Nie będę więc na nie co i rusz spoglądać. Tak, myślę, że tak będzie najlepiej.
Było bom-bo-wo. Fajne uczucie móc swojemu facetowi przywalić soczyście pasem w tyłek, haha. Dawno się tak nie wytańczyłam, już dawno się tak dobrze nie bawiłam. Mam zdarte gardło od wycia "I love rock and roll!" Joan Jett, czy muzy jak w wiejskiej potupajki (tak mi się skojarzyło, huhu) - TO BYŁO NA MELANŻU! Jak już wspomniałam, moje nogi są w opłakanym stanie od nieustannego wywijania na parkiecie, tupania, kręcenia, wirowania do Michaela, który królował i do innej muzyki, która (na całe szczęście) nie była powodującym odruchy wymiotne Disco Polo Super Dżamp. Nie boli mnie tylko głowa mimo tego że spałam dziś tylko 4 godziny. Tak powinno być zawsze.  Cztery godziny snu i żadnego bólu głowy. Bombastyczna sprawa. Muszę jeszcze tylko zdobyć zdjęcia. Jak się do nich dorwę i jak będzie coś znośnego to może coś załaduję tu *myśli*
Czeka na mnie gigantyczne zadanie domowe na polaka i słówka i historia i... *beczy* PONIEDZIAŁEK!! To idźmy się wszyscy powieśmy na przydrożnych drzewach, ziomki. *myśli autodestrukcyjne*
Dziś jeszcze koreczki wieczorem - szlag jasny mnie bierze. Totalnie mi się nie chce. Przecież usnę tam *śpioch nieziemski*

Nadal gibajaca się do: Michael Jackson - Smooth Criminal,
Dinka.

sobota, 29 maja 2010

# 115, humor jak stokrotki.

Mój humor jest jak stokrotki. Jak go znajduję, jest pięknie, on jest piękny i cały świat wydaje się być niemal idealny. Jest tak perfekcyjnie, że nawet seler przejdzie mi przez gardło. Przynoszę mój dobry humor do domu, wkładam do kubeczka i stawiam na biurku, żeby było na co popatrzeć. I z dnia na dzień humor wygląda coraz mniej reprezentacyjnie. Schnie, więdnie, już nie pachnie tak ładnie jak wcześniej. I trzeba go bezlitośnie wywalić, bo do niczego już się nie nadaje. 
Nie chcę poprawiania humoru. Chcę być sama, chcę usłyszeć ciszę. Błogą i bezinteresowną. Chcę się zatopić w muzyce i o niczym już nie myśleć. Chcę... Czego chcę? Nie mam pojęcia. Ale na pewno nie tego.
Jestem jakaś rąbniętą masochistką. Trzeba być naprawdę zdrowo porąbanym, żeby serwować sobie takie życie. I coraz bardziej mam go dość. Mam wszystkiego dość. Serdecznie dość tego całego chłamu. 

Dinka.

MUZYKA:
Chylińska - Winna
Aha - Summer moved on

Bo kiedy tylko staje się
Zbyt ludzka niż byś tego chciał
Wtedy oto widzisz że
Jesteś tak jak ja

piątek, 28 maja 2010

# 114, Why do I tire of counting sheep when I'm far to tired to fall asleep?

Siedzę i popijam Żywca Zdrój truskawkowego. Jest źle, bo czuję każdy mięsień mojego ciała, co doprowadza mnie do szału. Nie mogę nawet głębiej odetchnąć, bo mój brzuch odmawia posłuszeństwa (mięśnie znaczy się). Słucham Owl City - Fireflies i jest mi totalnie lekko na sercu. Muszę jeszcze tylko napisać 3 wypracowania na niedzielny wieczór, potężną notatkę na polski, którą uiściła nas pani P, do tego nauczyć się słówek (znów, hahaha), zakuć na sprawdzian z historii (ostatni w mojej karierze w LO K-zy) i ogarnąć jutrzejszą Mężową osiemnastkę, na którą NIE-WIEM-CO-ZAŁOŻYĆ?! Apokalipsa, a-po-ka-li-psa.
Czuję się dobrze, czuję się dotleniona, czuję się z lekka obolała i odrobinkę podminowana faktem, że rozwalił mi się aparat. Wypiłam 750 ml wody, oprócz mięśni czuję też pęcherz. Ale nie chce mi się ruszyć z miejsca. Mam takie wygodne krzesło. Taaaakie wygodne. Jaka ja jestem leniwa *łapie się za głowę*.
Kurcze, miałam nadzieję, że olśni mnie, ale chmury zakryły niebo i promienie nie docierają do mojego zaćmionego dziś mózgu. Nasłuchałam się dziś na UG o śmierci i o wielu jej odmianach - taaak, kombinowanie. Nawet śmierci nie ma tylko jednej. Mamuś... *olaboga* O określaniu czasu zgonu posłuchałam i o technikach kryminalistycznych. Pobiegałam, nawet przećwiczyłam układ na WF, pokręciłam się z hula hopem i robiłam wszystko, żeby tylko nie pisać tych wypracowań. *chlipie* Teraz już nie mam wymówek i będę się musiała zabrać do interpretacji Kochanowskiego. A niech skonam (litr wody). Chyba idę coś napisać, bo jutro bym bardziej nie będę miała weny, tak coś czuję. 
Nie wpadłam na nic twórczego, wybaczcie. Jak mi coś wpadnie do głowy to napiszę, obiecuję!

Pozdrawiam, Dinka.

MUZYCZKA:
Olw City - Fireflies
Placebo -Pierrot The Clown
Scorpions - Send me an angel

P.S: Mój nowy nagłówkowy kocur mnie uwodzi swoimi oczyskami. Zmieniłam na zielono, bo ten niebieski zrobił się już nieco nudny. Poza tym, wiosna jest! Zielono dookoła a u mnie nadal na zimowo? Już dość tej potwornej zimnicy. 

czwartek, 27 maja 2010

# 113, cel bez drogi to droga bez celu.

Natchnienie nachodzi mnie w najdziwniejszych momentach. Wierzcie, albo nie, ale jest naprawdę totalnie nieprzewidywalne. Czasem po prostu coś powiem i jest.
Dziś, podczas monologów i dialogów długich i soczystych, rozmyślałam długo i zastanawiałam się dogłębnie i szczegółowo nad pewną rzeczą. Dokładniej nad jedną z ludzkich życiowych postaw, którą można streścić w kilku słowach: "po trupach do celu". 
Zastanawia mnie to. Ludzie pędzą, chcą osiągnąć "coś". Chcą dotrzeć do celu, za wszelką cenę. Nie liczy się nic, tylko błyszczący cel na końcu, piękny i świetlany. Nic nie jest ważniejsze w tym koszmarnym wyścigu z czasem, samym sobą i wszystkimi dookoła, którzy jak my ślepo pędzą nie patrząc na boki ani za siebie. Taranowanie, dziki pęd i nie dostrzeganie tego, co dzieje się wokół nas.
Tak miło jest stanąć na chwilę. Uwierzcie na słowo. Rozejrzeć się, dostrzec to co się w naszym otoczeniu. Życie jest długą i piekielnie krętą, wyboistą ścieżką, która jest tak zakręcona, że nie do końca widać ten cel za pierdylionem tysięcy zakrętów i można się w tym pogubić i przez przypadek wybrać nie to rozwidlenie na skrzyżowaniu dobro kontra zło. Ale zjeżdżam z tematu, damn!
Chciałam pisać o tym, że ludzie pędzą za tym, aby coś osiągnąć tak naprawdę jakby stojąc w miejscu. Bo w swoim morderczym biegu nie mają czasu przemyśleć swoich porażek dużych i małych. Nie uczą się na błędach. Zapominają. Liczy się tylko cel. 
Moim zdaniem to bez sensu. Człowiek powinien zdobywać doświadczenia. To one pozwalają nam czynić życie lepszym i łatwiejszym, w którym jest mniej upadków a więcej wzlotów. Nie jest najważniejszy ten cholerny cel, który dominuje nasze głupie umysły. Bez drogi ten cel jest tak odległy, nierealny i niemożliwy do zdobycia. Nie da się tego przeskoczyć. Widocznie tak miało być. Tak to zostało wymyślone, abyśmy zatrzymywali się i umieli przemyśleć nasze życie. Jaki był ten dzień? Co było dobre a co złe? Co powinienem zmienić, aby następnym razem było lepiej? Te doświadczenia dają nam siłę. Kształtują osobowość, odciskają się na naszym czymkolwiek (kartka, która niegdyś była czysta jak w filozofii Locka (bodajże?) czy tam innej glinianej tabliczce). Pomagają w jakiś tam sposób zrozumieć życie albo pojąć, dlaczego właśnie tak a nie inaczej. To wiele ułatwia. I droga, choć może nieco dłuższa, może okazać się łatwiejsza i mniej kalecząca stopy, które mają jeszcze tyle tysięcy kilometrów do przejścia.

Pozdrawiam, Dinka.

MUZIK:
Budka Suflera - Ratujmy co się da
Aerosmith - I don't want to miss a thing

środa, 26 maja 2010

# 112, moje dziecko!


 Zaakooochaaałam się! Amen. Śliwka w kompot. Muszę go mieć. Umrę, ale będę go miała. Choćby nie wiem co! Piękny, piękny, najpiękniejszy!


źródło: google.pl choć wolałabym,

by to było moje ucho. *chlipie*

# 111, ale ładna cyferka.

Całkiem fajny dzień. Pomijam to, że nie umiem na jutrzejsze przyimki na angielski (słówka przełożone na poniedziałek, hahaha). Ale dostałam szósię z łacinki i jest wesoło. Nawet bardzo. Na horyzoncie pojawiła się całkiem pokaźna sumka (nieważne, hihi). Mam nawet na prezent dla Sola, yeah! Zawsze się wygrzebię! *zabójczy śmiech* Nawet z najbardziej pustego portfela. Słucham Outkast - Roses. Nastraja mnie wyjątkowo pozytywnie. Nawet nie przejmuję się moimi dziewięcioma lekcjami, które będą się niesamowicie ciągnąć, damn. I że czeka mnie masa pracy. Ale... CO NAS NIE ZABIJE, TO NAS WZMOCNI! I mam szalony plan. Kupię sobie hula hop. Kto kręci ze mną?


Odliczamy: 31
Efekt: 0

Dinka.

wtorek, 25 maja 2010

# 110, Moonlight.


Z bliska, czasem z daleka
Rozjaśniam gęsty mrok
Choć na wyciągnięcie ręki
Zupełnie niedostępna
Pojawiam się i znikam
Lśnię blaskiem innych
Choć własnego nie posiadam
Tak mała, tak wielka
Lewą stroną księżyca
Od dziś jestem dla świata


# 109, dziś nie będzie trzech postów.

Nie, wcale nie dlatego, że nie chcę. Chcę pisać, bo mam dobry humor, chcę chcę chcę! Jednak jutro czeka mnie słodka łacinka i jeszcze słodszy angolek (ciągle ten sam, o którym gadam od tygodnia -.-). Wylazłam z wczorajszego paskudnego dołka, dziś wpędzę się w niego znów podrygując przy desce do prasowania, ucząc się słówek na łacinę, słodziutko. Po co mi wiedzieć, jak po łacinie jest pradziad?! Ale jednego się ciekawego dowiedziałam. Imię Severusa Snape'a z HP oznacza surowy. A myślałam, że to przypadek, że tak się nazywa Mistrz Eliksirów. *myśli* Ok, łacinka może być ciekawa. Ale wiedza, jak po angielsku jest papużka falista wydaje się być całkiem bezużyteczna.
Zasuwam do zakuwania, bo nie wyrobię się do jutra, a muszę jeszcze przemaglować Glorię Victis, bo pytanie z polaka wisi w powietrzu. Trzymajcie się, kuraski.

Dina.





poniedziałek, 24 maja 2010

# 108, I only feel gravity and I wonder why.

Jestem w stanie duchowego odrętwienia. Na chwilę wybudziła mnie z niego informacja, że Teść zaprasza mnie urodziny Faceta Mojego. Nagle szare komórki zaczęły działać i milion myśli zalało moje kresomózgowie i całą cholerną resztę flaka (czy też flaku, zaciągając po francusku flaKU) potocznie zwanego mózgiem. Stwierdziłam, że go wydziedziczą, że sobie taką dzikuskę znalazł, co nie umie porządnego zdania sklecić. No tak, jestem potencjalną żoną i rodzinka po dwóch latach musi mnie poznać w końcu, c'nie? Rany, chyba się zastrzelę! Założę się, że strzelę gafę! ZA-ŁO-ŻĘ! Wywalę się o własne nogi i wyleję rosół na babcię albo strzelę flaczkami w jakiegoś łysiejącego wujaszka. YEAH! Jestem fatalną przyszłą żoną! A kto mnie w to wpakował?! MÓJ TEŚĆ!
Okey. Teraz tkwię w mojej sparaliżowanej czasoprzestrzeni i gapię się tępo w jakiś punkt gdzieś tam, hen-hen, daleko (przypomniał mi się jeden kawał, ale nie umiem ich opowiadać, więc nie opowiem). Nie czuję nic oprócz grawitacji, trzymającej mnie siłą na krześle, na którym nie mam ochoty siedzieć.
Chcę odlecieć. Daleko, daleko. Gdzieś, gdzie nie ma ludzi. Na totalne pustkowie. Siedzieć i gapić się w bezkres i piękno nieba pokrytego groźnymi, burzowymi chmurami. Chcę, żeby spadł deszcz - zimny i kojący obolałą duszę. Chcę odpocząć. Chcę znów być sobą a nie pracującą maszyną. Nie chcę tej rutyny. Nie chcę strachu, że każdy kolejny dzień niczego nowego nie niesie i każdy z nich jest niemal taki sam jak poprzedni. Nienawidzę takiego stanu rzeczy. Chcę żyć, cholera! Chcę żyć! Znów zacząć żyć!
Tylko... Dlaczego ja nic nie czuję? Nic oprócz tej cholernej grawitacji?

Dina.

P.S: W tempie 3 posty/dobę, to 200 dojadę za jakiś miesiąc. Yeah! o.O





# 107, mało twórczo.

Poza tym, zawalę jutro matmę, łacinę i angola w środę, bo zamiast się uczyć, siedzę przed komputerem i przeglądam demotywatory. Muszę się jeszcze nauczyć Aishy (klik) na francuski, bo inaczej nie zaliczę semestru, damn. Ale w piątek na warsztaty, jakiś festiwal nauki. Jutro tylko cztery lekcje (ale MATMA!), więc powinnam ogarnąć.
Dziś  nic twórczego. Mam kiepski humor i ogólnie całkiem niefajnie.

Dina.

# 106, hura, hura, hura, ile postów, tyle lat!














Bo jedno zdjęcie na PB to za mało, Gościu :*

Kto chce złożyć Mu życzenia z okazji "osiemnastki" - komentarze do Waszej dyspozycji ;)


STO LAT :)

Dina.

niedziela, 23 maja 2010

# 105, bije rekordy wszelkie, jeszcze trochę i wyląduję w piekle!

Nie śpię po nocach (jeszcze długo będę to przeżywać!), piszę trzy posty jednego dnia, osiągam szczyt lenistwa i obijania się jak pijany od ściany do ściany, od krawężnika do krawężnika. Ból mojej biednej głowy sięga progowej wartości i jeśli tak dalej pójdzie, to zacznie mi się wylewać uszami. Nie mam już akwarium. Długo z tym zwlekałam, ale jakoś mi nie powalały nogi tam podejść. Wiem, psychoza. Chciałam je mieć jak najdłużej. Zakryte pieluchą, ale musiały tu być. Nawet lekki smrodek mnie na początku nie zniechęcał. Dziś jednak nos i głowa odmówiły współpracy z nogami i sprostałam temu zadaniu. Trudniejsze niż myślałam, że będzie. Traumatyczne przeżycie, drastyczne sceny +18 i duszący smród zablokowały mi uczucia i to definitywny koniec ze wszelkiego rodzaju stworzonkami aż do odwołania. Może na studiach (MOŻE!) sprawię sobie kota. Koty mają dziewięć żyć (jaasne), można pogłaskać i przytulić, o ile nie wbije pazurów w tętnice. Wiem jednak, że rybki chyba nie wchodzą w rachubę. Gdybyście zobaczyli i poczuli to co ja, wiedzielibyście o czym mówię. Chwilowo pasuję.
Oczywiście, muszę się nauczyć czterech stron słówek na jutro. Mój Prywatny Mężczyzna ma jutro urodziny i wkracza w wielki świat dorosłości. Właśnie do mnie dotarło, że On, prawnie dorosły będzie chodził z Nieletnią Mną. Dobrze, że jestem +16, bo by zamknęli Go za pedofilię, uff. Mam sprawdzian z matmy, sprawdzian z przyimków z angielskiego (oO) a jakby tego było mało, siedzę i śpiewam Nie mogę Cię zapomnieć Chylińskiej i czuję pod włosami wielkiego (gigantycznego wręcz) lenia i kaca moralnego. Muszę lecieć na spacer z Elizz, ogarnąć słówka i wywietrzyć pokój. 
Mam też ambitny plan. Będę robiła sobie codziennie To-Do-List. Zawsze zapominam, co chciałam zrobić a później się wkurzam nieziemsko, że zapomniałam i że nie zrobiłam tego czy tamtego. Hm, mam nadzieję, że chociaż list nie będę zapominała robić. Wtedy okazałoby się i byłoby niepodważalnym faktem, którego nic nie zatuszuje, że jestem zapominalskim roztrzepanym łbem.
Mam za dużo słów na języku i na palcach. Spadam, zanim zrobię z Bloga wysypisko myśli.

Pozdrawiam, Dina.


tu niegdyś stał Domek dla Rybek


MUZYKA:
Ania Dąbrowska - W spodniach czy w sukience
Agnieszka Chylińska  -  Nie mogę Cię zapomnieć 
chociaż wolałam starą Chylińską, do nowej można 
chociaż nózią podrygiwać siedząc n-tą godzinę
przed komputerem.

# 104, Ktoś piekielnie ważny

1. 06:06! Ktoś o mnie myyyśliii!

Czujesz tą pustkę, znów kogoś brakuje Ci
Kolejna chwila mija, w końcu się skończą dni
Tak głupio, kiedy nie wiesz, jak określić się
Tak przykro, kiedy nikt nie może Ci pomóc dziś

REF:
Więc wołaj głośno, niech echem poniesie się dźwięk
Czy ktoś usłyszy krzyk? Czy ktoś zechce pomóc Ci?
By twoje puste dni stały się ważnym czymś
Dla kogoś dla kogo będziesz tym ważnym kimś

Powiedz, proszę, czego potrzeba Ci?
Uścisku dłoni, któregoś z ciepłych słów?
Powiedz, proszę, tak bardzo chcę pomóc Ci
Nie milcz, błagam cicho, ważne są wszystkich dni

REF:
Więc wołaj głośno, niech echem poniesie się dźwięk
Niech ktoś usłyszy krzyk, niech ktoś zechce pomóc Ci
By twoje puste dni stały się ważnym czymś
Dla kogoś dla kogo będziesz tym ważnym kimś

I nie czuj się winny, gdy ktoś chce pomóc Tobie
I nie daj się prosić. Tak, pozwól pomóc sobie
Odkryjesz jak ważna jest ta pomocna dłoń
Więc trzymaj ją mocno, tak mocno ściskaj ją

I wołaj głośno, niech każdy dowie się już dziś
Że warto podnieść krzyk, by walczyć o własny byt
Nie ważne na kogo trafisz, tylko nie zwlekaj z tym
Idź i spotkaj tego kto wywróci wszystko do góry dnem
Tego który stanie się tym bardzo ważnym kimś




Słoneczko już wysoko na niebie. Jest za dwadzieścia siódma,
muszę za półtorej godziny wstać. Idę więc spać.
Ej. A może jestem... Wampirem? o.O
(Denerwuje mnie kursywa. Nie chce sobie pójść.)

Dina.

# 103, "Bezsenne Noce" -> Harlem, wykrakałeś!* Wcześnym rankiem i późną nocą obserwacje świata prowadzone z przymusu a nie z chęci czystych.

Dziennik pokładowy, majtek Dina melduje się: 5:32

ARGHWHWH!

Tak oto jednym słowem można określić stan mojego rozjuszenia emocjonalnego. Dlaczego się tam pienię? Bo, do cholery, przez całą noc (długą jak szary papier, swoją drogą) oka nie zmrużyłam. ŁAAAA! Za dużo kofeiny zawartej w Coli i Pepsi? Majonez i grillowanie wieczorkiem? Przypływ weny (napisałam dwie piosenki! ;o)? A może pełnia była? Nie wiem, nie wyglądałam przez okno. A tak poza tym, to chyba wszystko już zrobiłam, co się tylko dało. Przykryta, odkryta, okno otwarte i zamknięte. Nic, kurde, nic nie działało! Nawet próbowałam na siedząco spać!
Najciekawsze, czuję się tak cholernie wyspana, jak dawno nie byłam.
Jest za dwadzieścia szósta, niedziela, 23 maja 2010. Siedzę, żuję Orbita zielonego, słucham muzy z Camp Rock (niech mnie szlag!), nadal nie jestem śpiąca. Kurde, House by wiedział! On zawsze wie!
W ciągu tej nocy:
- Wyczaiłam, że do pokoju nie dochodzą odgłosy z WC
- Znalazłam czipsy, na które nie miałam ochoty
- Liczyłam, co ile oddechów Pina głęboko wciąga powietrze
- Dowiedziałam się, że aby zasnąć trzeba "odwrócić się" - Pina gada przez sen
- Sprawdzałam, jak się śpi jak pies. Na podłodze. Jak będę miała psa, to będzie miał łóżko z baldachimem. Podłoga jest cholernie niewygodna!
- Zdejmowałam i zakładałam kolczyki. Wrzynają mi się w szyję jak za długo leżę.
- Zastanawiałam się, czy na półce stoi ketchup. Stał tam. Piękny i majestatyczny. Jak zawsze.
- Spędziłam w łazience chyba z godzinę. Nie, nie. Po prostu pisałam piosenkę!
- Doszłam do wniosku, że jeśli wena będzie mnie dopadać tylko o 2:48 w Piny WC, to gów*o z pisania, damn!
- Podśpiewywałam pod nosem: You're the voice I hear inside my head / The reason that I'm singing / I need to find you, I gotta find you / You're the missing piece I need / The song inside of me / I need to find you, I gotta find you, co jest dość narcystyczne, c'nie? Ale jak facet śpi, to kto ma mi śpiewać? *beksa* No właśnie, sama pośpiewam!
- Później śpiewałam: I've always been the kind of girl / That hid my face / So afraid to tell the world / What I've got to say / But I have this dream / Right inside of me (Camp Rock again?!), co jest już mniej narcystyczne, ale i tak debilne. Później śpiewałam Hej sokoły. Słów nie przytoczę, bo każdy zna.
- Wpadłam na termin Osobowość narcystyczna. Na podstawie wcześniejszych wydarzeń zaczęłam się nad sobą zastanawiać i sprawdziłam, czy w kryteriach diagnostycznych nie zawiera się bezsenność. Nie, na szczęście, uff. Jest za to brak empatii, co mnie wyklucza, haha.
- Stwierdziłam, że Puczi (najsłodszy gryzoń w całej galaktyce) zwiał przez otwarte drzwi
- Później go znalazłam. Okazało się, że siedział pod trocinami. Mistrz kamuflażu! Muszę się od niego nauczyć, żeby kryć się na angolu i na polaku.
- Pina odwróciła się tej nocy szósty raz. Znów patrzy na ścianę. (Przecież ona śpi, więc jak może patrzeć? ;o)
- Obudziło ją pykanie klawiatury, która pyka z mojego powodu już od ponad trzydziestu minut.
- Nauczyłam się piosenki z Camp Rock na pamięć (?!)
- Ani razu nie ziewnęłam!
- Obskoczyłam wszystkie portale społecznościowe, typu: nasza klasa, photoblog, i te de.
- Przeczytałam na jednym wdechu relację z wycieczki Asi (klik)
Jeszcze sporo innych, ale nie będę się już tyle produkować, bo notka zrobi się dłuższa niż rolka Velvetu.

To see ya, pączuszki.
Idę dalej gapić się w sufit.
Dina.

Muzyka:
Camp Rock - This is me

* "Bezsenne Noce" - krążek Harlemu.

sobota, 22 maja 2010

# 102, Bardzo Dobry Dzień.

Uwielbiam wiosnę i dni takie jak dzisiejszy. Słońce, słońce i jeszcze więcej słońca! Lekki powiew ciepłego wiatru, ćwierkające ptaki, zapach koszonej trawy, zapach ciepłego powietrza, pełnego miłości i innych fajnych rzeczy. Romantyczka wyłazi ze mnie. Budzi się ze snu zimowego. U la la.
Uwielbiam spędzać czas z Tobą! Grać w karty i robić głupie miny do zdjęć!
Lubię soboty i kiedy sobota jest taka jak dzisiejsza - mogę nawet sprzątać! 
Mam bukiecik polnych kwiatów, ochotę na śpiew i taniec, na wygłupy i śmiech do rana. Tak, tonight is gonna be a good night, yeah! 
Nie ma na co narzekać, wiecie? Tracę sens mojego życia! 
Trudno się mówi. Trzeba iść do przodu i cieszyć się każdym promieniem słońca! Jak znam moje szczęście - jeśli dziś się cieszę, to jutro będzie lać. O ile zakład? *haha*

Pozdrawiam ciepło, Dina.




MUZYKA:
Tina Turner & David Bowie - Tonight
Cyndi Lauper - Girls Just Want To Have Fun
Shakin' Stevens - Cry just a little bit
Leonard Cohen - Dance me to the end of love
Eminem & Dido - Stan
Sade - Smooth operator



+ FACEBOOK'owy cytat na dziś:
"Tak, kocham cię. Bardziej niż wczoraj i mniej niż jutro." - Zahir
Paulo Coelho

piątek, 21 maja 2010

# 101, Our Paradise.

Jeśli raj na Ziemi, to tylko z Nią. ;)


























Przyjaciel to ktoś, kto daje Ci totalną swobodę bycia sobą.
/Jim Morrison/

# 100

Długo myślałam, o czym będzie ten post. Jest wyjątkowy, nie ma co. Pierwsza setka już za mną. Ględzę i ględzę. Nawet czasami ktoś to czyta *olaboga* [Pozdrawiam w tym miejscu Damiana, Martynę i Shaggiego, haha ;) ]
Gadam o pierdołach, za przeproszeniem. O tym, jacy ludzie są wstrętni, paskudni. Jak mnie dołuje i przygnębia zachowanie niektórych ludzi. O tym, co drażni mnie w świecie, w którym wszystkim nam przyszło żyć. O głupotach gadam, bez sensu.
A dziś pochwalę się najwspanialszym rodzeństwem na świecie. I chociaż czasem im odbija, to i tak ich kocham!
Wystarczająco wyjątkowe jak na setny post, tak myślę.

Brat i Dinka, czyli ja

Babska komitywa, czyli Dinka i Elizz

One more time, Elizz


A na koniec kawałek mnie, żeby było śmieszniej
i żeby był cały komplet, haha.

Wybaczcie jakość. Kamerka rulez!

czwartek, 20 maja 2010

# 99, czyli jeden do setki! "O tempora, o mores!"*

Ledwo pamiętam, jak to kiedyś było. O rany, kiedy to... *sięga w przeszłość*! *Gmera, gmera w dziurawej jak ser pamięci. O! JEST!*

Jak miałam coś około metra trzydzieści w kapeluszu byłam potworną kombinatorką. Razem z koleżankami robiłyśmy wszystko, żeby być chore, nie iść do szkoły i móc się bawić razem cały dzień. W tej dziedzinie byłyśmy NIESAMOWICIE kreatywne. Och, pomysły były naprawdę przeróżne. Mokra głowa zimą przez okno wystawiona, wcinanie surowych ziemniaków, proszku do pieczenia, wsadzanie po robieniu pajacyków lub "pompek" termometru do herbaty i gorączka gotowa. To tylko nieliczne z szalonych pomysłów małych furiatek. Wszystko, żeby zostać w domu! Za wszelką cenę!
Czasy się zmieniają, obyczaje również.
Dziś chętnie zostałabym w szkole i napisała te zakichane słówka, żeby mieć je z głowy - jeden powód do bólu mniej. Och, jakbym chciała, żeby już to z głowy było. W tym momencie najchętniej pozbyłabym się całej głowy, która ciąży jak głaz i kiwa się na wszystkie strony. Szlag! Dziś kombinowałam jak zostać w szkole (?!). Dziwacznie to brzmi. Ale taka prawda. Zaciskałam zęby, żeby nie było słychać ze się trzęsę i chodziłam w swetrze, aby wytłumaczyć mieć czym wypieki na policzkach. No ale... Wylądowałam w domu, pod kołdrą, gdzie słodko pochrapując pod nosem spędziłam trzy godziny. Pozbyłam się (mam nadzieję) gorączki i teraz już z górki.
Teraz wykorzystuję chwilę, kiedy mogę spojrzeć w monitor (szczegół, że w okularach przeciwsłonecznych! Jakoś trzeba sobie radzić!) i snuję refleksję na temat tak szybko, ale wolno upływającego czasu. Kiedy wczoraj słuchałam tych kapiących kropelek, miałam wrażenie, że czas zaraz stanie w miejscu, na złość mi i mojej pękającej łepetynie. A dziś nie mogę wyjść z podziwu, jak wiele się wydarzyło od czasu, kiedy najadłam się surowych ziemniaków, żeby nie iść do szkoły (do której koniec końców poszłam, ech *łezka w oku*). Wzruszyłam się, cholibka. TYYYYLE czasu. Tak wielu rzeczy nie pamiętam, które są warte zapamiętania. Na szczęście Spinka ma świetną pamięć i dobrze wpływa na moją pamięć (przypomniało mi się "Finding Nemo" i ukochana Doris, haha). 
Czasie, zwolnij trochę i pozwól zapamiętać jak najwięcej szczegółów. 

Dziś z albumem cofam się w czasie, Dina.


MUZYKA:
Robert Gawliński - Grzesznicy
Ania Dąbrowska - Charlie Charlie
Ania Dąbrowska  -  Czego ona chce
*lalala*

Co też tkwi w tej ślicznej głowie?

I czego ona chce? Kto, kto to wie?
I czego ona chce? Kto to , kto to wie?
/Ania Dąbrowska - Czego ona chce/

* O tempora! O mores! - O czasy, o obyczaje! - Cyceron

środa, 19 maja 2010

# 98, KAP, KAP, KAP.

Pojęcia nie miałam, że czas potrafi się tak bardzo dłużyć. Kap, kap, kap. Kropelki soli fizjologicznej i czegoś tam jeszcze sączyły się powoli, aby dać ukojenie pękającej głowie.
Komedia, wylądować pod kroplówką z powodu migreny. 
A w ogóle, to Słońce jest złośliwe! Jak  nie było, to nie było. A wtedy fajnie byłoby gdyby było. A dziś, kiedy mam potworny światłowstręt, świeci jak głupie. Wrr. Grr.
Lecę, bo mnie razi monitor. Może później coś napiszę. Jutro angolek. Jak ja się na niego nauczę!? *beczy*




Chill przy:
Cała Góra Barwinków - All nite

# 97, FACEBOOK się nie myli.


Opiekun

Masz wielkie pokłady empatii i bardzo wrażliwe zmysły. Świat chłoniesz jak gąbka. Odznaczasz się też wielką intuicją. To cechy Matki, dzięki którym może ona chronić i rozumieć swoje dziecko. Masz dar opieki nad innymi, prowadzenia ich duchowo i emocjonalnie. Bycie oparciem dla innych to wielka odpowiedzialność i wielki ciężar. Ważne by nie dać się wciągnąć przez potrzebujących tak jak ratownik przez tonącego.. a z drugiej strony ważne by powstrzymać się przed manipulacja słabszymi. Odrabiasz lekcję asertywności, cierpliwości i ochrony ognia, który nosisz w sercu.

Altruistka

Masz altruistyczne podejście do życia. Bardziej zwracasz uwagę na potrzeby innych, niż na swoje własne. Lubisz pomagać innym i robisz to bezinteresownie, ale uważaj - niektórzy mogą to wykorzystywać lub przestać Cię szanować.


NUMEROLOGICZNA "SZÓSTKA"

LICZBA 6- ta wibracja daje ogromny ładunek humanitaryzmu, tolerancji i bezstronności. Celem ich postępowania bardzo często jest dobro innych, dla nich rezygnują nawet z własnych potrzeb czy pragnień. Jeżeli bezpieczeństwo bliskich im osób zostaje zagrożone, to zmieniają się w osoby zdolne do wszystkiego. Bardzo lubią wokół siebie przyjaciół, a ogromną przyjemność mają w nawet bardzo wyszukanym podejmowaniu gości. Znawcy piękna, idealiści i nadwrażliwcy, skłonność do rozdzielania włosa na czworo. Aktywne szóstki to bojownicy o słuszną sprawę w szerokim tego słowa znaczeniu. Dekorują stale swoje otoczenie. Zawsze muszą mieć o kogo się troszczyć. To świetni rozmówcy, ale ze skłonnością do gadatliwości. W negacji - to osoby zbyt ingerujące w życia tych, za których czują się odpowiedzialni, co może prowadzić do nawet chorobliwej zazdrości. Zawody dla szóstek - to wszelkie formy działania na rzecz (pisarze, nauczyciele, psycholodzy i psychiatrzy.  Dekoratorzy wnętrz i bardzo dobrzy kucharze (zawodowo i amatorsko). Partnerstwo i uczucia - poważnie traktują miłość, dopóki jej nie znajdą, mogą uchodzić za niestałe w uczuciach. Dla większości z nich dom jest całym światem. Partner idealny to osoba o tej samej wibracji.

Cała Dina, ot co.

MUZYKA:

Ania Dąbrowska - Charlie Charlie





wtorek, 18 maja 2010

# 96, marchewkowa ja.



"Marchewkowe pole rośnie wokół mnie
W marchewkowym polu jak warzywo tkwię
Głową na dół zakopany niczym struś
Chcesz mnie spotkać - głowę obok w ziemię wpuść

Wszystko się może zdarzyć
Wszystko się może zdarzyć"


/Lady Pank - Marchewkowe pole/
oczywiście.

Tchórz! Tchórz! Tchórz ze mnie jak nie wiem co! Fajnie byłoby pójść pod prąd. Olać system! Olać go, olać! Dać się ponieść! Tak się mówi, c'nie? Tylko kto będzie na tyle odważny aby się wyłamać, mieć wszystko w nosie i dać się porwać rwącej fali życia oraz mieć nadzieję, że nie czyha na nas żadna skała o złośliwym spiczastym czubie? Jedno wiem. Na pewno nie ja. 
Siedzę z łbem pod ziemią. Bezpieczna. Sama się schowałam. Nikt mi nie kazał. Nie obawiać się o mnie. Wylezę z kryjówki, kiedy wyczuje w kościach: "To moja chwila!". Mam nadzieję, że do tej pory nie stratuje mnie stado dzikich baranów mknących ku przeznaczeniu. Naprawdę, mam szczerą nadzieję.

"Marchewkowe o ogrodzie miewam sny
W marchewkowym stanie jest najlepiej mi
Rosnę sobie - dołem głowa, górą nać
- Kto mi powie: co się jeszcze może stać ?"

Pozdrawiam, Dina.



P.S: Kto, patrząc na tytuł, pomyślał, że przefarbowałam się na rudo? HAHAHA! Chybaście poszaleli!

# 95, zawsze wiedziałam, że Los jest rozkapryszoną księżniczką Giełdą!

Na początku zarzucę jakąś mądrością, żeby udać, że jest poważnie. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi. Boooomba, nie słychać sprzeciwu.
"Bo los pragnie, byś spełnił swoją Własną Legendę."
(Paulo Coelho, Alchemik)
Cytat tylko pośrednio związany z tematem, jednak spodobał mi się. Poza tym, lubię Alchemika a więc czemu nie? Chyba jeszcze go tu nie było. Zawsze musi być ten pierwszy raz.

Dlaczego ten cytat związany tylko pośrednio? Bo tylko słowo "los" łączy go z tematem. (5 minut później...) Jakoś mi się dziś nie klei temat. Może dlatego, że moja głowa jest całkiem gdzie indziej a pod nosem śpiewam "Marchewkowe Pole" zespołu Lady Pank? Ciągle zapominam... O czym ja to miałam?

Ha, to zabawne. Los jest taki kapryśny! (Tak, tak. Już zaskoczyłam, a potrwało to tylko chwilę!) Wczoraj myślałam, że gorzej już być nie może. Serio. Jakiś chory horror (dziwnie brzmi to zestawienie słów, hm). Rybki z Rybim Niebie, kanar w Komunikacji Miejskiej (jak pech, to pech, cholibka!), potworny całoroczny z chemii szatan, który dobił mnie doszczętnie. Poczułam się jak taki śledź od namiotu, który ktoś kopniakami po czubie wkopuje na siłę, na przekór oporowi, w czarną i nieprzeniknioną ziemię. Rąk - brak (w przypadku  śledzia, oczywiście). Ani krzyczeć, ani wierzgać się. A na dodatek ktoś kopie bezustannie. Na szczęście, jestem Supermanem (choć nie zakładam majtek na rajstopy ;] ) i dzielnie sobie z tym poradziłam! Jak to mawiam: Nie musisz mieć atrybutów siły, aby posiadać siłę. Nie musisz mieć peleryny do ziemi, nie musisz latać ani miotać piorunami aby być super-bohaterem. (Czasem mi się udaje, ha!)
Dziś czuję się w miarę zadowolona z życia. Dostałam dobry ze sprawdzianu z GENETYKI (największe zło świata, pomijając to, co jeszcze nie nadeszło, a co zbliża się wielkimi krokami), na który prawie wcale się nie uczyłam! Nie spotkałam kanara. Nie spóźniłam się do szkoły, nie miałam chemii (miałam matmę, ale jakoś przeżyłam, jak widać). Szkoda, że rybki nie odżyły, ale chyba za wiele wymagam od losu. 
Oj, kapryśny los. Jak rozpuszczona księżniczka, wydziwia, kombinuje jak koń pod górkę. Trochę przypomina to wzloty i upadki na giełdzie (PP też dziś było, haha). Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie lepiej, kiedy spadniemy na sam dół, ile nam zejdzie, zanim się wykopiemy z tego bagna ani jak długo będziemy pięli się na szczyt. Nie wiemy, czy się na nim utrzymamy czy też nie. Hossa czy bessa? Los jeden raczy wiedzieć!
Mam nadzieję, że moja dobra passa jeszcze trochę się utrzyma. W czwartek kolejna porcja słówek z angolka, mrr. Trzymać kciuki! Wiem, że to działa!

Pozdrawiam, Dina.


MUZYCZKA:



Wydaje mi się, że z odtwarzaczem jest wygodniej.
A więc niech będzie!

+

"Odrzuć strach. Spójrz przed siebie. Idź i nie zatrzymuj się.
Cofnij się, a zestarzejesz się. Umrzesz jak się zawachasz."

poniedziałek, 17 maja 2010

# 94, wiem, że wszystko ma swoją przyczynę i swoje miejsce w czasoprzestrzeni.

Wiem to, do cholery. Więc dlaczego, kurde, nie umiem pogodzić się z pewnymi sprawami i dlaczego one tak ciężko mi przychodzą? Przecież jestem wytrenowana. Powinno to po mnie spływać jak woda po kaczce. Powinno. A nie spływa. Trening czyni mistrza. Jestem ciekawa, ile czeka mnie jeszcze takich sytuacji, żeby przejść obok tego obojętnie. Nie czuć, nie myśleć. 
Chciałabym wyłączyć mózg, ośrodek czuciowy, arytmię, halucynacje. Mam dość. Mam dość. Mam, cholera, dość!
Uspokajam się. Domka, przecież Ty wiesz. Wszystko ma swoje miejsce. Swoje ramy czasowe. Swoje przyczyny oraz skutki, w bliskiej i tej dalszej przyszłości. Tak, Domka. To tylko kwestia czasu. Jesteś silna. Zawsze sobie radzisz. Umierają, rodzą się, odchodzą, przychodzą. Taka kolej rzeczy.
Tak. Doskonale o tym wiem.
Jedno jest całkowicie pewno. W tym momencie chcę totalnie nie żyć.


P.S: Dina – imię żeńskie pochodzenia biblijnego. Wywodzi się od hebrajskiego słowa דִּינָה oznaczającego "sędzia". Najbardziej znaną osobą o tym imieniu była biblijna Dina córka Jakuba i Lei.

Imieniny obchodzi 20 czerwca.


UCHO MUZYKA:

# 93, Animus i Anima - swatki doskonałe.

Nie tak dawno, bo dziś na lekcji języka polskiego (na której nawet kontaktowałam!) omawialiśmy nasze sprawdziany z "Lalki" a dokładniej z tego, czy umiemy czytać. Umiemy czytać, jesteśmy odlotowi, ale nie o tym chciałam gadać. Hm, o czym to ja miałam? A, tak. Już pamiętam.
Otóż na tym sprawdzianie dostaliśmy takie zadanie: napisz, co to jest animus oraz anima. Wtedy nie wiedziałam, ale dziś już wiem. I nawet na głos to powiem, haha. Tak więc, animus to coś takiego, jak cechy mężczyzny, które kryją się w sercu kobiety. Na podstawie tych cech szuka się jakiegoś tam naszego ideału, który dla każdego jest specyficzny (czasem bardzo, haha), gusta i guściki. Anima to coś dokładnie odwrotnego, tzn. cechy kobiety wyryte w sercu mężczyzny.
Czasami spotykamy na szlaku naszego życia jakąś nową osobę (nawet mnie się to zdarza! Kiedy tylko nie siedzę przed komputerem. To już uzależnienie, *pif paf*). Zdarza się (rzadko, ale jednak), że czujemy jakbyśmy znali tego kogoś od wieków, choć możemy znać go zaledwie kilka dni. No bo jakby to było, jakby spotkanie "ideału" przytrafiało się co trzeciemu facetowi i co piątej kobiecie. Żadna wtedy frajda byłby z szukania Tego Jedynego/Tej Jedynej.
A dziś na polskim doznałam olśnienia lub też takiego KLIK! Tak, olśnienia jak z bajki. Z science-fiction. Z horroru, kiedy odkrywamy i krzyczymy na całe gardło: "Wiem, kto zabił!" (co w moim przypadku często okazuje się nieprawdą, oczywiście). Cholibka, jak kto woli. W każdym razie, to te cechy podświadomie dają nam znać! Animus i Anima nad wszystkim czuwają. Może niezbyt to odkrywcze, ale jakiekolwiek wytłumaczenie jest lepsze niż ślepy zaułek.
Skoro już wiem, że to ta parka się za tym kryje, to ja się nie boję. Ich wybory są zawsze najlepsze, bo w końcu wiedzą, kto jest a kto nie jest Tym Idealnym.

Chore teorie spiskowe, taaak.

Czyjś deviantart, ale zgubiłam adres.

Pozdrawiam, kleo.

# 92, dokonało się.

Budzę się, przecieram zaspane oczy, cieszę się, że sprawdzian z chemii dopiero za cztery godziny będzie mnie torturował, kicham dwa razy, bo chyba jestem na coś uczulona i spoglądam na gładką szklaną powierzchnie ukochanego Domku Dla Rybek, aby powitać nowy dzień jak co dzień - życzeniem do złotej rybki.
Dziś wolałabym tam nie zaglądać.
Okazało się, że jest gorzej niż przypuszczałam, że może być.
Podwójny pogrzeb.
Nie chcę więcej tego przeżywać.
Mój limit życzeń do rybki chyba się wyczerpał. Wygląda na to, że z tą chwilą stałam się życiowym nieudacznikiem i pozbawionym złotego Szczęścia typem spod ciemnej gwiazdy skazanym na samotność.
Nie ma to, jak czcić to samotnie jedząc żelka i pisząc głupią notkę na blogu.
Idę do szkoły zawalić sprawdzian z chemii. Przynajmniej ściągi mam. To dziwne. Zawsze miałam i rybki i ściągi.
A dziś pozostały tylko ściągi.

niedziela, 16 maja 2010

# 91, coraz bliżej setki, coraż bliżej setki.

Powinnam się teraz pewnie uczyć chemii albo biologii, albo robić coś równie głupiego i usypiającego, ale (rzecz jasna) nie robię tego. Nie mam nawet takiego zamiaru. Za bardzo leniwa jestem na takie głupoty *haha*. Życie jest za krótkie, czego doświadcza moja konająca rybeńka... Potwornie musi cierpieć. Serce mi się kraje jak na nią patrzę. 
To był dobry dzień. Pomijając, że w kościele przegrzało mi mózg (komunia, słońce, brak miejsca w kościele, przed nim swoją drogą też -.-). Trochę leniwy, jak każdy ostatnimi czasy swoją drogą. To potworne, ale czara lenistwa przelewa się. Cholibka, czuje się podle. Tak cholernie się obijam. To jest chore. Chore lenistwo. Aż mnie w krzyżu łamie od tego nic-nie-robienia. Niezła jestem, c'nie? Poziom mojego obijania się sięga mojego zakurzonego sufitu, już nie odróżniam tego, kiedy coś robię a kiedy się nudzę. Zlewają się te dwie, podobno antagonistyczne, płaszczyzny. Takie rzeczy to tylko u mnie. Yeah! Dadzą mi Nobla za to? Obama dostał za grę w golfa, to ja bym miała nie dostać za słodkie lenistwo? Niesprawiedliwość wylewa się oknami! Ja nie dostanę Nobla, bo nie umiem grać w golfa *buc* No i gdzie ta miłość, pokój i sprawiedliwość? I się dziwić, że świat jest taki lipny, a ludzie tak głupi, kiedy brakuje im miłości i sprawiedliwości, buu. 
Niedługo kolejne wydanie gazetki szkolnej, huhu *radocha* Nowa kolumna, robaczki *hihi* Będę się żreć z facetami *haha* Będzie wesoło *hehe* Hehów hohów już wystarczy, haha. To lecę, pyśki.

Pozdrawiam, kleo.

EDYCJA:

Ostatnio ciągle zapominam o muzyce ;(
więc:
Kings Of Leon - Cold Desert
Kings Of Leon - Closer
i nie zdziwi nikogo, że miłe dla ucha jest też:
Kings Of Leon - 17
*haha*
a żeby nie było monotonnie to jeszcze dodam:
Scorpions - Send me an angel
wyjątkowo muzyczny nastrój mam ;)

#90, przyjaciel umiera mi na rękach.

Boli mnie serce. Czuję jak pęka. Roztrzaskuje się na drobne kawałeczki. Jak wazon z czystego kryształu, który wylądował na kafelkach z głośnym hukiem podczas kłótni kochanków. Ten zgrzyt wypełnił całe serce, które bije z wielkim trudem. Pękają myśli,  pęka sumienie, pękam cała - w środku i na zewnątrz. Czuję się źle. Czuję się podle.  Czuję się tak potwornie pusta i niepotrzebna.

To właśnie czuję, gdy widzę, że na moich oczach umiera mój przyjaciel.


MUZYKA:


sobota, 15 maja 2010

# 89, prawda z ust do ust jest całkiem inna.

"Uwierzyłam Mu, 
choć język ludzki czasem przypomina
psa, co zerwał się z łańcucha ciemną nocą
prawda z ust do ust jest całkiem inna,
bo nie ludzie słowa, ale słowa ludzi niosą."

/Kayah - Na językach/

Słowa z piosenki Kayah, które doskonale zapowiadają, o czym będę dziś snuć chore wywody. Tak, potwornie wkurzają mnie ludzie, którzy plotą, co im ślina na jęzor przyniesie. Stąd pewnie też ich trafne określenie: plotkarze. Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale zapewne właśnie stąd to słowo się wzięło. A może nie? Diabli wiedzą.
Po co to ględzenie? Plotka obrasta w piórka na zasadzie: kim więcej, tym bardziej jestem puszysta. Każdy wie, jak to jest. Kolejne ogniwo doda coś od siebie, coś podkoloryzuje, coś przeinaczy, o czymś zapomni, co było dość istotne i stawia sprawę w całkiem innym świetle. Czasem wychodzą z tego takie kosmiczne stworzenia, że po prostu śmiać się chce, jak się słyszy te historie nie z tej ziemi. To jest niesamowite, jaką ludzie potrafią mieć wtedy wybujałą wyobraźnie. A czego to oni nie nawymyślają. Naprawdę podziwiam. Mi brakuje takiej wyobraźni, ludziska. Tylko na waszym miejscu wykorzystałabym taki dar całkiem inaczej. Nie wiecie, co posiadacie, półgłówki kochane.
Można spojrzeć na jęzor puszczony ze smyczy trochę pod innym kątem. Bawią mnie niektórzy ludzie. Kłamczuchy. Nie chodzi o to, że kochają swoje łgarstwa. Jak lubią i jak sprawia im to przyjemność, czują się fajniejsi i bardziej ponętni i przystojni albo jak daje im to + 10 do towarzystwa, to proszę bardzo. Chociaż ja osobiście wolę towarzystwo ludzi szczerych i prawdomównych, którym można wierzyć na słowo. Jednak to tylko moje osobiste odczucia, które zapewne na nikim nie wywierają większego wrażenia. Wracając do łgarzy i ich bajerów. Najśmieszniejsza w tym wszystkim jest mina takiego delikwenta, kiedy zostanie przyłapany na kłamstwie. BEZCENNE. Albo kiedy zaczyna plątać się w zeznaniach. Pokładam się ze śmiechu. Ha ha ha. N i e k t ó r y c h  bawi mój rechot rodem z piekła, więc już się nie śmieję. Co za dużo, to nie zdrowo. Jednak spróbujcie kiedyś wyśledzić łgarza i go zdemaskować. Zabawne, kiedy to nie ludzie niosą słowa a to słowa zaczynają nieść ich i żyć własnym życiem.

MUZYCZKA:

What a night for a dance,
You know I'm a dancing machine
With the fire in my bones
And the sweet taste of kerosene
I get lost in the night
So high don't wana come down
To face the loss
Of the good thing
That I have found
Woo hoo hoooo
Woo hoo hoooo
In the dark of the night
I hear you callin my name
With the hardest of hearts,
I still feel full of pain





+ Na tron wstąpił Kazimierz Wielki. Możnowładztwo było przeciwne jego rządom bo lubił kobiety, wino i śpiew. Taki średniowieczny playboy. - HAHHAHA!

piątek, 14 maja 2010

# 88, Myślę, że chciałam iść za horyzont.

"Myślę, że chciałam iść za horyzont. Zobaczyć coś nowego. Zobaczyć coś, co mnie zaskoczy. W czterech ścianach czułam się ograniczona. Coś w środku mówiło mi, że mijam się z moim życiem. Wiedziałam, że przepuszczam je między palcami i pozwalam mu kończyć się, nie biorąc w tym udziału. Żyć, ale nie żyć. Paradoks istnienia.
- Wiesz, tak się ostatnio zastanawiałam. Gdyby tak zmienić swoje życie. Uciec od tego, co mam teraz. Zacząć wszystko od nowa. Jakby to było? - mruknęłam nagle, przerywając martwą ciszę. Podniosłam oczy znad gazety i upiłam łyk kawy. Spojrzałam na Jaspera.
- Myślę, że to odważne. Sam nie postawiłbym wszystkiego na jedną kartę. Zostawić to, co zdobyłem i wyjechać, żeby sprawdzić siebie? Nie czuję potrzeby, żeby dowiedzieć się czy moje życie ma sens. Kocham je takim jakie jest i nic bym w nim nie zmienił. - powiedział, nie odrywając wzroku od monitora. "

Ja jestem tak gdzieś pomiędzy nimi. Chciałabym zmienić życie, ale za bardzo kocham moje obecne, żeby cokolwiek w nim zmienić. Jestem jak rozkapryszona dziewczynka, jak to ujęła błyskotliwie Biologiczka, "Chcę, ale się boję". A co, jeśli to, co chciałabym zmienić nie byłoby dobre? A jeśli wpakuję się w jakieś totalne bagno? I weź tu podejmij słuszną decyzję. 
Nienawidzę podejmować decyzji, które mają radykalnie zmienić moją sytuację. Boję się tych cholernych zmian! Dlaczego nie umiem po prostu zrobić kroku w przód, zamiast ciągle się cofać? Czy ja mam coś z głową, czy do beznadziejna ludzka mentalność sprawia, że uwsteczniam się non stop zamiast zrobić coś ze sobą i swoją durną, nudną egzystencjalną kupą złomu? Chciałabym odlecieć, daleko, daleko. Tylko jakieś ciężkie łańcuchy trzymają mnie za nogi i ciągną bez ceregieli aż na samo dno.

Pozdrawiam, kleo.

MUZYKA
Edyta Geppert - Och życie kocham Cie nad życie.


niedziela, 9 maja 2010

# 87, "Nudzić się to mieć odczucie niewspółistotności ze światem."

Borykam się ostatnio z durnymi myślami. Wydaję się sobie całkiem wyblakła. Nudna, nieciekawa. Chciałabym mieć szalone życie. Chciałabym, żeby dużo się w nim działo. A w moim nic się nie dzieje. Obserwuję bacznie innych ludzi. Tu zespół, tu coś skrobie,  tam tenis, tam ktoś z aparatem biega, tam ktoś tańczy, tam ktoś śpiewa. A ja? Nudziara jakiej świat nie widział. Czuję się z tym fatalnie. Fatalna jędza. Dosłownie. Niedługo zgorzknieję, zrobię się szarą prukwą. Będę siedzieć, zrzędzić, kwilić, marudzić. Już teraz to moje zadanie na dwa etaty, a co będzie za jakiś bliżej nieokreślony czas? APOKALIPSA. Co mam ze sobą zrobić, żeby nie skończyć jak Scrooge - stary zrzęda auto-destruktor, może nie będę taka skąpa i chciwa, ale kto to tam wie, co mi na starość odbije. Czuję się taka oderwana od rzeczywistości, która ciągle gdzieś pędzi. Tak cudownie mknie w zawrotnym tempie. Zrywa liście z drzew silnym podmuchem wiatru. A ja jestem takim uschniętym liściem, z którego odpłynęły wszystkie soki a który usilnie trzyma się tego cholernego drzewa i za sto diabłów nie chce się puścić. SZLAG! Użalam się nad sobą czy mam zwidy? CHOLIBKA! Chcę żyć pełnią życia. Muszę znaleźć jakiś szczytny cel. Jakieś durne hobby albo coś innego, co pozwoli mi nabrać tempa. Poczuć, że i ja należę do tego dziadowego świata! Tak potwornie mnie on wkurza, ten beznadziejny świat! Jest tak głupio poukładany. A jednak. Wolę należeć do takiego świata i coś w nim osiągnąć niż wisieć gdzieś w totalnej próżni, w dziurze czasoprzestrzennej, w koziej du***, być odciętą od świata, być nikim gnijącym w nicości. 

Cytat pana Emila Ciorana. Wybaczcie, ale emocje wezbrały we mnie do alarmowego stanu - musiałam odsapnąć. A myślałam, że jest dobrze i że już doprowadziłam ten śmietnik do jakiegoś względnego stanu. Przeliczyłam się. Z matmy nigdy nie byłam orłem.

"Po drugie, joga rano i wieczorem, by oczyścić ciało z trucizn i negatywnych uczuć do byłych [...]"

/Angus, Thongs and Full-Frontal Snogging/

Pozdrawiam, kleo.

MUZYKA (?)


sobota, 8 maja 2010

# 86, nikt mi nie powie, że baba nie może!

Tak, to ja! Ja, zawodowy naprawiacz rury od odkurzacza! Jestem najlepsza! A jak ktoś powie, że baba nie umie sobie poradzić w trudnej sytuacji to dziękuję bardzo! Kawałek taśmy i voila - jak nowa!


piątek, 7 maja 2010

# 85, jeden dzień i znów wolne.

Chyba się stabilizuję emocjonalnie z mojego chorego rozchwiania. Szkoła, wirówka uczuciowa, jakieś chore stany depresyjne, nerwice, sama nie wiem -  pal to licho. Myślałam, że oszaleję, zbzikuję, wyląduję w Pacanowie. Na szczęście, udało mi się wyplątać z tego potwornego obrzydliwego szamba i szlamu, który notorycznie mnie podduszał, zalewał i podtapiał. Pisanie znów sprawia mi radość. Pochłonęłam podczas majówki niestety tylko jedną książkę, ale za to w rekordowym tempie, hola hola. Wspominałam już, że "Wróg" jest najlepszy? Doczytałam się w sieci, że pojawi się kontynuacja a więc czekam z niecierpliwością, panie Higson! Słyszysz mnie pan?! Kocham gadać do Florka i Guciolinki i gapić się na cudownie błękitne kamyczki w czyściutkim akwarium. Kocham muzykę, śpiewające ptaki, kapiący i uderzający o parapety deszcz, ale ten kocham tylko wtedy, kiedy siedzę w moim ciepłym pokoiku pod kołderką, u lala. 
Czuję się coraz lepiej pomimo, że nie wszystko układa się jakbym tego chciała. I choćbym chciała i starała się z całych sił to niektóre sprawy szlag trafił i nic już z tym nic nie zrobię, choć tak wiele chciałabym zmienić. Zawsze chrzanię o tym, że trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje czyny, ponosić konsekwencje swoich nie zawsze mądrych czynów. Bla bla bla, bla bla bla. Jestem pieprzoną hipokrytką, wiecie? Dziś sobie to uświadomiłam. Cholibka, muszę z tym dziadostwem walczyć. 
Blogasku, tracisz fason. Kiepsko z tobą, maleńki. Zadbam o ciebie, kiedy tylko będę miała o czym pisać. Kiedy ludzie po raz kolejny porażą mnie swoim debilizmem, jak na przykład teraz to czyni mój brat, który czyta mi przez ramię mimo że wyrażam wyraźny, BARDZO wyraźny sprzeciw. Ha, a dziś zawalę nockę i zapiszę trzydzieści stron A4, przysięgam! A tymczasem buziaki, spadam oglądać Angus, stringi i przytulanki, czyli coś dla dziewczyn + poczytam dziś sobie coś, hura oł je. 

Pozdrawiam, kleo.


I czyjaś postać, co okazała się tobą

Idę dołem a ty górą
Jestem słońcem, ty wichurą  
Ogniem ja, wodą ty 
Śmiechem ja, ty ronisz łzy  


Byłaś jak słońce w tę zimną noc
Jak wielkie szczęście, co zesłał mi los
Lecz nie na długo było cieszyć się nam
Te kłótnie bez sensu, skąd ja to znam


/Łemata/

MUZYKA: MUSE all !
+ the stiff dylans - ultraviolet.

ANGUS, STRINGI I PRZYTULANKI!

środa, 5 maja 2010

# 84, zwykły dzień.

Lubię poczucie zupełnej beztroski. Niby wiem, że czeka na mnie góra sprawdzianów. Zdaję sobie cholerną sprawę, że powinnam się uczyć, do diabła. Za pięknie jest za oknem. Co prawda, siedzę w domu cały czas, ale nie ważne. Słucham mojej ulubionej muzyki, wcinam kanapki z kremem łososiowym i kluski na mleku, czytam książkę, która porwała mnie jak żadna inna od dawna - "Wróg" C. Higsona. Polecam, jeśli ktoś lubi krwawe i dość obrzydliwe opowieści. Nie zdradzę o czym, ot co! Sami poczytajcie. Zaraz idę pograć w kosza, pewnie spędzę nockę z Wrogiem, żeby go dzisiaj skończyć a jutro z relaksem płynącym w żyłach zabrać się za genetykę i II wojnę światową, hola. Jest mi lekko, czuję się dobrze i mam wrażenie, że w końcu zaczyna się układać.
Nie chce mi się myśleć o ludzkiej głupocie, Śledzik milczy, siedzę w domu, daleko od ludzi. Muszę się odprężyć, odpocząć. Tak, muszę wrzucić na luz. Zająć się swoim życiem a nie życiem tych baranów dookoła mnie.

Pozdrawiam, kleo.

MUZYKA:
Hey - kto tam
*serduszka*

sobota, 1 maja 2010

# 83, YEAH!

Pojechałam! Zawsze dopnę swego ha! Teraz boli mnie tyłek, bo pierwszy rower w tym sezonie. I taka stara, ale jara baba wyprzedzała mnie a ja ją i tak w kółko chyba 5 razy *hahaha*I bolą mnie plecki, bo jechałam na tatowym rowerze, a on daleko kierownicę ma i musiałam się wyciągać, ech. Jutro będę miała zakwasy, ale trudno. Obiecałam sobie, że to będzie rowerowy tydzień *szerlokowy uśmiech*

Pozdrawiam, kleo.

# 82, dzień chęci.

Kochani, mamy maj! Maturka wielkimi krokami się zbliża - na razie na szczęście nie moja. I tak już teraz siedzę i ubolewam nad swoim podłym losem, że maturka tuż tuż.

Piękny dzień - na dworze 20 stopni, aż chce się wyleźć w końcu z chałupy i zrobić coś sensownego. Do tego majówka, którą przydałoby się spędzić jakoś twórczo. Są chęci, są możliwości  (a przynajmniej tak się wydaje). Jak się okazało, mój kompan do wycieczki niestety nie może ze mną jechać. Ok, pojadę sama. Biorę rower, siadam a TU FLAK! No jak cięż nie mogę! Człowiek ma motywację, chęci, radość, że ruszy dupsko sprzed demotów a tu flak, który psuje wszystkie plany!

Wulkanizacja zamknięta, sąsiad z pompką pojechał na majówkę. Szlag!

I tak dopnę swego. *foch*