środa, 31 marca 2010

# 64, piękny człowiek.

Dzięki Bells piszę dziś kolejną notkę! Szaleję, nie ma co! Wielkie dzięki za inspirację. Plus: wyposażyłam się, moi drodzy, w książeczkę z sentencjami łacińskimi, z których często czerpię inspirację. Dostałam też nową porcję myśli antycznych do zaliczenia na łacince w szkole, niektóre skłaniają do refleksji. A jak skończą mi się sentencje to mam dwutomowy słownik myśli antycznych, hue hue. Pomysłów powinno nie zabraknąć. Dobra, dobra. Znów się rozgadałam. Może pora przejść do właściwej treści. Wybaczam sobie. Mój blog, więc mogę sobie czasem pogadać, c'nie? 
Doznałam wczoraj olśnienia. Doszłam do wniosku, że cieszę się, że jestem zwykłym, szarym człowieczkiem. Cieszę się, że nie mam sławnych rodziców albo że nie jestem uważana za sama-nie-wiem-co. Lubię moje życie, które interesuje tylko mnie, nikt go nie komentuje, nie śledzi na każdym kroku, nie robi kompromitujących zdjęć w celu sprzedania ich do Faktu, Życia na gorąco albo Party za całkiem pokaźną sumkę. Dobrze mi z tym, kim jestem. Nie chciałabym być kimś innym. Kimś ładniejszym, mądrzejszym, znanym, ubóstwianym. Czuję się, hmm, panią własnego życia, które nie jest sterowane przez innych ludzi. 
Kiedy człowiek taki właśnie jest - ładny, inteligentny, sławny etc - jest narażony na nieustające oceny. Wszyscy komentują najmniejszy jego ruch, to jak jest ubrany (a niech, nie daj Boże!, włoży na siebie coś "niemodnego lub całkiem obciachowego"! Świat się kończy!), jak mówi, jakie stroi miny - dosłownie wszystko biorą na tapetę i obgadują, równo i dokładnie. Doszukują się w nim ideału, wlepiają oczy, zdarza się, że wpadają w obsesję na punkcie tej osoby i ją śledzą (w Stanach potrafią zabić z miłości do idola! Zdarza się, znaczy..). Jest też opcja, że Ideał zostanie znienawidzony za to, kim się urodził. Wtedy ma przekichane i nie chciałabym być wtedy w jego skórze. Czy takie życie jest dobre? Miłe jest, kiedy łazi za tobą tłum fotoreporterów, przyjaciół, których naprawdę nie znasz? Ciekawe, jak to jest dostać anonimowy telefon: "Hej, lala. Jak się ze mną nie umówisz, spartaczę ci życie". Są ludzie, którzy to lubią. Popularność i to, że ludzie dookoła nich wtykają nochal w ich prywatne życie. Zdarza się, że czasami sami rzucają "świeże mięsko" na pożarcie, zachłannym na nowinki z ich prywatności, reporterom/"szarym ludziom", którzy żyją życiem innych.  
Trudno jest być uważanym za ideał. Sama nie umiałabym udźwignąć takiego brzemienia. To musi być dziwne, kiedy ktoś inny wie o tobie więcej niż ty sam. 

Pozdrawiam, kleo.

MUZYCZKA:
Owl City - Fireflies
*fall in love*

REKLAMUJĘ!
+ nieskromnie, moje tekściwo nędzne :D

wtorek, 30 marca 2010

# 63, nie wszystko widać na pierwszy rzut oka.

Rany, długo mnie tu nie było. Kiedy ostatnio pisałam, była jeszcze zima, a dziś już mamy któryś tam dzień wiosny z kolei (liczyłam pierwsze trzy, co szybko stało się nudne i... mnie znudziło). Mamy czas letni, miewamy słońce, które coraz częściej wygląda zza chmur szarych i brzydkich jak późnozimowy śnieg, który pozostał już tylko w moich sennych majakach (na szczęście lub też nieszczęście - zależy jak na to spojrzeć). Mamy porę zakochanych par, kiedy temperatura nieśmiało skacze powyżej zera. Pojawiło się i znikło jeszcze wiele innych rzeczy, za długo zajęłoby wyliczanie wszystkiego. A więc, do sedna!
Albo jeszcze chwilę pozanudzam. Napisanie kolejnej nudnej, niezbyt długiej notki, której i tak nikt nie przeczyta, w której będzie więcej przecinków niż właściwej treści i więcej niż gdyby była napisana w języku angielskim, jest dość ciekawą odskocznią od zakuwania nudnych ciągów algebraicznych, geometrycznych i innych procentów prostych i składanych. Taka tam krótka refleksja.
Czasem widzimy coś lub kogoś i nasza pierwsza myśl jest taka: "Ale super!" To może być nowy iPhone, kolega z klasy, ciasteczka upieczone przez ciocię, na których widok ślinka ścieka po brodzie. Coś, co koniecznie chcielibyśmy mieć, ale niekoniecznie możemy. Chcieć to nie móc, ale o tym innym razem. Wracając do sprawy, zatrzymam się na tych ciasteczkach. Wyglądają tak pięknie, smakowicie, niesamowicie pachną! Mmm, aż chce się zjeść i kuszą i kuszą, chęć jest wprost nieodparta. Patrzą na ciebie (tak, właśnie na Ciebie!) i szepczą: Zjedz mnie! A przynajmniej ich wygląd tak szepcze. I łapka sięga po ciasteczko. Z utęsknieniem czekasz, kiedy w końcu go posmakujesz. Sekundy, które muszą minąć, zanim smakołyk dotrze do paszczy, ciągną się niesamowicie. Aż wreszcie nadchodzi ta chwila! Jest godzina 18:32:29, gdy po raz pierwszy czujesz smak ciasteczka i... wypluwasz je na nowy dywan cioci. Magiczne, cudowne ciasteczka okazały się mieć w środku zepsute wiśnie czy też jagody, których wprost nienawidzisz. Zerkasz na stolik i patrzysz na oszukane ciasteczko i nagle dostrzegasz obok niego zwykle wyglądające, przeciętne ciasteczko z ukruszonym bokiem. Przez blask bijący od "wypieku najlepszego na świecie" nie dostrzegłeś go. Teraz masz uraz, ale potrzeba organizmu na cukier (?) przezwycięża i postanawiasz je spałaszować. Jak się okazuje - nigdy nie jadłeś lepszego ciasteczka.
A no właśnie, z wierzchu było piękne. Pachnące, coś innego (nie-ciasteczko) mogłoby być świecące czy tam śmierdzące, jak to lubi. Jednak w środku okazało się czymś zupełnie przeciwnym. Odpicowanym śmieciem, który miał wyglądać ładnie, żeby jakiś kretyn go kupił. Ciasteczkiem z ohydnym nadzieniem. Pięknością szkolną, która jest a) wredną żmiją lub b) głupiutką naiwniaczką. Czasem pozory mogą pomylić. Czasem można całkiem niesłusznie ocenić "nadkruszone, zwykłe ciasteczko", które wygląda na mniej smaczne od tego, co zdaje się być ideałem wprost. Absolutnie nie twierdzę, że każde coś, co ma ładną okładkę jest złe. Jednak zdarza się, że w naszych wyborach sugerujemy się tylko tym, co widzimy oczami, zamiast poznać smak czy cokolwiek, co oczy niekoniecznie mogą zobaczyć.
Taka tam kuchenno-ludzka refleksja nad pozorami, ot co.


Pozdrawiam entuzjastycznie, kleo.

niedziela, 21 marca 2010

# 62, ale Ty masz tupet!

Czasem rozbraja mnie ludzkie wyczucie sytuacji, ludzki bezkrytycyzm, zadufanie w sobie, hipokryzja i uważanie się z pępek świata. 
Czy normalnym jest, żeby już nie taki młody człowiek nie robił nic poza spaniem, jedzeniem i siedzeniem przed komputerem? Nie no, ja to potrafię zrozumieć. Okres buntu, burzy i naporu hormonów, które uciskają narząd zwany mózgiem, który w tym parszywym okresie zanika na jakieś 4 lata lub po prostu jest nieużywany, co jest bardziej pocieszającą wersją. W każdym razie, to niczego nie usprawiedliwia! Nastolatek, nawet najbardziej w świecie sfiksowany zachwianiami hormonalnymi i rozstrojony pierwszymi miłosnymi uniesieniami, nadal jest częścią rodziny a nie tylko gościem w domu, który zachowuje się jak rozzłoszczona, obrażona na cały świat panienka, kiedy ma coś zrobić - tupie nogą i strzela fochy na cały świat. Ludu święty. I do takiego nic nie dociera! Racjonalne argumenty spływają po nim jak po kaczce, olewa wszystko, wszystkich, bleh. Staram się go rozumieć - ja też w jakimś stopniu taka byłam (ale nie aż taka!). A najbardziej mnie nakręca, kiedy uważa że nikt go nie słucha, nikt go nie kocha i wszyscy od niego wymagają a on nic z tego nie ma. Kiedy on ma! Ma to czego potrzebuje, nie brakuje mu niczego. Ale nie byłby sobą, gdyby nie narzekał na swój podły los i na to, jak jest mu źle, niedobrze i jaki to jest nikomu nie potrzebny.
Ale ostatnio przegiął. Ze złości cała się trzęsłam i miałam szczerą chęć urwać mu głowę, razem z korzeniami. Na dniach miałam trochę roboty w domu, ponadto miałam na karku nadaktywną ostatnimi czasy czterolatkę i byłam delikatnie rzecz ujmując zabiegana i dość zmęczona. Zamiast w weekend pospać trochę, zerwałam się po siódmej i jazda z Maleńką, a później cleanerski maratonik po mieszkaniu. A Pan Nietykalski łaskawie ruszył zadek z łóżka w południe, zrobił sobie mega-śniadanie i uwalił się na kanapie, rozdrażniając bawiącą się Małą. Kiedy poprosiłam go, żeby pozmywał po sobie, warknął pod nosem coś niemiłego i w końcu ja zmywałam po nim gary. Najciekawsze,  że stwierdził, że on zawsze musi wszystko robić, a Mała nie. 
No cóż, ciekawe porównanie. Nastolatek vs. Czterolatka. Intelektualnie mniej więcej na tym samym poziomie. Ten to ma tupet!

No cóż, chyba wracam do formy. Widocznie potrzebuję silnego bodźca, jakiegoś kopniaka emocjonalnego, żeby zacząć pisać.

Pozdrawiam, kleo.

MUZYCZNIE:
Saluminesia - Dzwonek
Saluminesia - Herbata z cytryną
*zakochany*

środa, 17 marca 2010

# 61, Diem perdidi.*

Od dłuższego czasu mam wrażenie, że marnuję czas. W rzeczy samej, życie przepływa mi między palcami. Zamiast robić coś konstruktywnego, co przyniesie jakieś korzyści na przyszłość, jakieś zyski czy cokolwiek, zbijam bąki, leżę brzuchem do góry ze zwykłego lenistwa. Fajnie byłoby poczuć, że coś robię, aby to życie było lepsze, może przyjemniejsze. A niech to szlag, marnuję cenne minuty. 
Czasem dobrze zadbać o to, co dopiero będzie. Zaopiekować się swoją przyszłością. Nie marnować dnia. Zapewnić sobie życiową satysfakcję. A ja, na ten moment, czuję się wypalonym bucem.

Pozdrawiam, kleo.

*Diem perdidi. - Zmarnowałem dzień.

piątek, 5 marca 2010

# 60, nie umarłam.

Ok, przyznaję się bez bicia. Nie mam weny, zawaliłam sprawę. Albo ludzie znormalnieli, albo mi już całkiem odbiło. Oficjalnie przyjmijmy, że to ludzie się nawrócili, co normalnie jest niemożliwe. Nie mam pomysłu, co tu bezdusznikom wytknąć, ale spoko spoko - jeszcze to nadgonię. Założę się, że już w ten weekend ktoś mnie wyprowadzi z równowagi i wtedy się wyżyję! Chwilowo mam małe życiowe zawirowania, czasem wręcz nie wiem, jak się nazywam. W chwilach wytchnienia zatracam się w muzyce, Zbrodni i karze, oglądam seriale. Nie, nie olewam Was. Po prostu nie wiem, o czym pisać. Nie mam siły myśleć, za co gorąco przepraszam.
Przysięgam, że się zrewanżuję. Przysięgam, a jak ja coś obiecam to tak musi być. Na razie jednak zmywam się, żeby nie zalać Was kupą sentymentalnego chłamu, bo taki właśnie kłębi mi się pod włosami. Idę oglądać Czarodziejki sezon 1 odcinek 4 - zapowiada się śmiesznie :D (taka mała podróż w przeszłość). Jakoś trzeba oderwać myśli od pałki, która wpadła niestety do dziennika. Jestem chemicznym orłem.

Pozdrawiam ciepło, kleo.

poniedziałek, 1 marca 2010

# 59, nie bądź sterowanym samochodzikiem, którym bawi się kapryśne dziecko.

Zastanawiam się ostatnio, jak łatwo można osaczyć człowieka. Jak przy dobrych chęciach można zmanipulować, wywrzeć na kogoś wpływ. Wystarczy, że ktoś jest podatny, wystarczy chcieć i umieć wniknąć w umysł. To głupie. Nie podoba mi się. Hm, sama uważam się za kogoś niepodatnego na wpływy innych ludzi. Potrafię wyczuć, kiedy ktoś próbuje gmerać mi w głowie. Jednak są ludzie, którzy wyczuwają tych słabszych i uwielbiają nimi sterować. Tępię takich ludzi.
Wybaczcie, że Was zaniedbuję. Nie mam o czym pisać, nie mam czasu. Postaram się tu czasem wpadać, częściej znaczy. Zaczął się nowy semestr, muszę trochę powkuwać.

Pozdrawiam wiosennie już (mam nadzieję), kleo.