piątek, 24 grudnia 2010

# 240, trzysta sześćdziesiąt parę dni później

Upłynęło wiele wody, choć niektóre rzeczy się nie zmieniły. Nadal tu jestem, oddycham, rozmawiam z ludźmi. Niektórzy nie mają tego szczęścia.
Dziś pół roku, Patryku. Tęskno za Tobą, wiesz?

Fabryka Klamek i Kate Moss, wyrąbany hula hop i zrozumienie ojca, kiedy zobaczył tatuaż - bezcenne! 



+ zmiennax ma już rok. Hej, kochana. Starzejemy się.

Dina. 

niedziela, 12 grudnia 2010

Niezupełnie na temat fizyki i reality show

Niektórzy mówią, że prawda zależy od punktu widzenia. Niektórzy uważają, że prawda jest tylko jedna. Znam ludzi, którzy uważają, że prawdy nie ma wcale. Ja na ten temat konkretnego zdania nie posiadam. Wiem tylko, że prawda bywa szokująca, niezrozumiała i oszałamiająca aż do szpiku kości.
Życie jest jak fizyka. Rządzą nim niezmienne prawa, które nie zawsze są wygodne. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć go choćby w części. Jego efekty bywają piękne, niebezpieczne, rażące, urzekające.  Nie mamy wpływu na mijanie nieubłaganego czasu, nie mamy możliwości zmiany decyzji. To jak reality show, które sprawdza nas wszystkich po kolei jak żyjemy. Czy potrafimy żyć. Czy potrafimy radzić sobie z emocjami, decyzjami, z samymi sobą. Jesteśmy tylko pionkami, które ktoś przesuwa, zbija, matuje. Toczy się jedna wielka gra, w której nawet przegrany może być wygranym. Wszystko zależy od tego, na jakim polu stoisz, jakie pionki stoją wokół ciebie, jaki będzie twój ruch i ruch współgraczy. Możliwości jest wiele. Tysiące kombinacji życia, które nigdy nie będzie takie samo. Nigdy nie stoimy na stratnej pozycji, zawsze jest jakaś możliwość. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od sytuacji. Wszystko zależy od punktu widzenia i od tego, jakie jest nasze podejście. Rachunek, kalkulacja. Nie zawsze na chłodno. Człowiek - zazwyczaj istota kochająca. W grę wchodzą uczucia - namiętności i nieznane wcześniej żądze, które obezwładniają serce, które wali jak oszalałe. Czasem wolałoby się usunąć czucie. Wymazać myśli, wspomnienia. Oszukać siebie samego. Życie pod woalem kłamstw, który osaczy, poddusi i zniszczy do cna. Żyjemy na delikatnej pajęczynie niepewności, obwinięci kokonem szaleństwa i zupełnego obłędu, wijemy się w spazmach i szlochach wiedząc, że gdzieś tam grasuje krwiożercza bestia - nasze rozkołysane uczucia. Wiemy, że bestia nas zniszczy. Wiemy to, że nastąpi bolesna autodestrukcja. Niszczymy sami siebie, siebie nawzajem, jak zawodowi mordercy skręcamy kark, pozbawieni uczuć, złudzeń, wszelkiej nadziei i zdrowego rozsądku. Karmimy się łgarstwem, trucizną. Toczymy najgorszą z możliwych wojen. Chciałoby się powiedzieć "c'est la vie". Tak w istocie jest. My, życiowi idioci, krążymy jak bombowce nad najpiękniejszymi miejscami i zrzucamy, bezlitośnie, toksyczne bomby. Nie potrzebujemy supermocy, aby dokonywać potwornych zniszczeń w nieprzebytych przestrzeniach naszego rozsądku lub jego braku.
Nawet najpiękniejsza maska kiedyś odpada. Nawet najdoskonalszy morderca w końcu zostawi odcisk palca na klamce. Nawet kłamstwo doskonałe leżące gdzieś na dnie serca, zostanie kiedyś wyciągnięte. Jak Titanic, z dna oceanu. Jak Titanic, na którym nadal trwa bal.
Bal nadal trwa. Włóżmy więc maski i bawmy się do rana. Rano muzyka ucichnie. Ucichnie tylko po to, żeby nocą zagrać od początku.

Dina.



# 238




I'm just a step away
I'm a just a breath away
Losin my faith today
 Fallin off the edge today

I am just a man
Not superhuman
I'm not superhuman
Someone save me from the hate


I need a Hero to save me now
I need a Hero
Save me now
I need a Hero to save my life
A Hero'll save me
 Just in time


piątek, 10 grudnia 2010

# 237, photography





kocham tą płytę, moje korzonki mnie zabiły, idę na angielski.
+ trzy plus sześćdziesiąt dwa pięćdziesiąt trzy
satysfakszon.

czwartek, 9 grudnia 2010

# 236, korzonkii!

Dzisiejszy dzień: długi, zimny i pełen niespodzianek. Śniegu pół metra, czyli prawie mnie zasypało. Moje buty nie wytrzymują wilgotności większej niż 100% - aluzja do przemoczonych do suchej nitki skarpetek. Czuję się przytłoczona. Ilość zadań do wykonania zmienia się odwrotnie proporcjonalnie do czasu. (o.O) No, w każdym razie, doba jest za krótka - to chciałam powiedzieć.
Mam pomysł na świąteczne prezenty, choć to mam z głowy. Gorzej z wykonaniem. Odkryłam, że pod choinkami w sklepach nie leżą pieniądze. A szkoda. 
Fuu, zagęszczenie choinkami i innymi świątecznymi bublami mnie miażdży -  mnie i moje biedne poczucie estetyki. Nie wiem, jak wam, ale mi do tego aby święta były ładne wystarczą dwie rzeczy: biały śnieg i brak szkoły. Bez odbioru.

Największą niespodzianką i gwiazdeczką wieczoru są oczywiście moje cholerne korzonki, które umierają/strajkują/bawią się laleczkami voodoo/melanżują beze mnie* JESTEM UNIERUCHOMIONA *apokalipsa*

Dina.

The Kooks, A fine frenzy i Kate Nash, drodzy państwo.



* niepotrzebne skreślić

poniedziałek, 6 grudnia 2010

# 235, odmarzające paluszki

Moje biedne palce, zarówno u rąk jak i u stóp, są zimne jak lody, co nie wpływa korzystnie na moje samopoczucie. Czuję się sfrustrowana faktem, iż za żadne skarby, Chiny ani nawet czekoladę  (?!) (chyba nie są moje -.-) nie chcą się, skurczybyki, nagrzać. Co więcej, drętwieją i są kijowe. Modę na chodzenie w rękawiczkach nawet w domu uważam za tegoroczny trend i top i inne takie.
Jestem dumna! Dziś pierwsza ostra jazda! Jest, jest, jest! Nikogo nie zabiłam. Taak, nawet siedząc za biurkiem na wykładach mogłam komuś coś zrobić. Z moim "szczęściem inaczej" wszystko jest możliwe. "Szczęście inaczej" jest wszechobecne i wszech-niechciane. 
Pół dnia gdzie? Na fejsie! Dowiedziałam się, że będę idealną żoną (o ile ktoś mnie zechce), że synonimem słowa zakupy według mnie są buty, że usta są czerwone nie tylko po całowaniu na zimnym, ale również tak "na co dzień" i że chciałabym mieć kotka. Ale takiego, co umie sikać i kupkać (?) do kuwetki, który wie, co i jak i w ogóle jest rozgarniętym, mądrym i spoko-loko kociakiem. Sama nie umiałabym wychować kota.Nie umiem wychować siebie, a co dopiero kota. Nie umiem po kociemu! Koty rozumieją po elficku? Mój brat mówi, że takie słowniki mają! Odlotowo! To będzie kolejny język, którego się nauczę - zaraz po angielskim, francuskim i greckim. Wpis w CV - znajomość języka elfickiego na poziomie zaawansowanym i mina pracodawcy - bezcenna! I lans, lans, lans, lansu pod sam sufit!
Moja ręka odwaliła. Może od zbyt dużej ilości czasu spędzanego z komputerkiem i  gigantycznej ilości sms-ów (mój telefon zmartwychwstał!) dostałam zespołu cieśni nadgarstka (łac. syndroma isthmi canalis carpi)? o.O Fas-cy-nu-ją-ce!

Dina



A! Zapomniałam! Sękatej rózgi na mikołajki wszystkim *atak morderczych całusków*

niedziela, 5 grudnia 2010

# 234, freezin' day

Dziś, kiedy wracałam z kościoła, zamarzłam zupełnie. Byłam chodzącym sopelkiem, który zgrzytał zębami w rytm jakieś nieznanej mi piosenki, która na pewno zostanie przebojem roku 2011. Nie, nie zostanie, bo nie będzie mi się chciało nad tym pracować. Zupełnie tak jak nie chce mi się pracować nad masą innych rzeczy. Przeraża mnie to. Dziś, podczas kazania (ksiądz, kiedy rozmawia z dziećmi zniża się poniżej ich poziomu - nie mogę tego słuchać), moje myśli dogoniły uciekające gdzieś plany wielkiej nauki, która przeobraziła się w wielką emigrację i nico z tego wszystkiego wyszło. Uświadomiłam sobie, jak niewiele mam czasu i jak bardzo mam przerąbane. 
Kretynka.
+ The Kooks - nowa miłość, obok Oasis. Jest muzykalnie i wesoło.

Dinka.



sobota, 4 grudnia 2010

# 233, sobota równa się...?

Sobota równa się:
0) niebudzący budzik
1) dużo skubania lakieru z paznokci
2) ręce śmierdzące CIFem
3) wyciąganie brudów zza łóżka - niektóre doprawdy interesujące, powaga
4) pół litra Galicjanki gazowanej
5) dawka-gigant muzyki
6) pewnie jakiś film wieczorem
7) porządeczki, porządeczki - w biurku, za łóżkiem, w głowie i w sercu
8) przeciągi
9) śmierdzące zadanie domowe z PP  

Dzisiejsza sobota jest baaardzo wyjątkowa, bo Młody ma urodziny! STO LAT GNIOCIE!


Muzyka:
A Fine Frenzy – Almost Lover
a po więcej na

piątek, 3 grudnia 2010

# 232, piątek

Niby ta sama muzyka, ale tak jakoś cicho w moim życiu. Niby ten sam teatrzyk, a gram w nim nie główną rolę, a jakiś popsuty rekwizyt. Niby ta sama scena, ale sztuka już nie ta. Niby ta sama publiczność, ale tak naprawdę wszyscy się zmieniamy. 
Chciałabym znów dostać maszynę do pisania i napisać sobie taki scenariusz, w którym żyło by nam się jak w bajce, kochani aktorzy mojego życia.

Jest mi zimno i dochodzę do zaskakujących wniosków:
a) nawet Mike O'Donnel vel Mark Gold w 17 again próbuje mi coś zasugerować i robi jakieś dziwne miny i umoralniające gadki
b) stwierdziłam, że niektóre osobniki mają kościste mózgi i trzeba je trzymać w koszach na odpady radioaktywne
c) zima i mrozy poniżej dziesięciu stopni zdecydowanie spowalniają pracę mózgu (nawet tego nie-kościstego)
d) mózg, który pracuje na spowolnionych obrotach nie myśli poprawnie, robi na maksa i totalnie głupie rzeczy i rozmawia z osobami, z którymi bezpieczniej byłoby nie rozmawiać
e) obojętność jest gorsza niż ciepły mocz na twarzy szympansicy (cooo?)
f) nie cierpię ciepłego moczu, szympansicy z krzywym pyskiem, kościstych mózgów, zimy, mrozu, spowolnionych obrotów mózgu i tym podobnych.

Dina.

czwartek, 2 grudnia 2010

# 231, póki co, pozytywny czwartek

Jutro zaczynamy kręcić nasze klasowe studniówkowe cudo, więc trzeba zabrać z domu i nie zapomnieć o przyklejeniu najpiękniejszego uśmiechu na moją miarę. Stwierdziłam, że wstydem byłoby, żeby człowieka, który zawsze się uśmiechał, ludzie zapamiętali jako ponuraka. A więc, postaram się być sobą najlepiej jak potrafię. Obiecuję!
Klamka zapadła - w poniedziałek pierwsze spotkanie. Jestem podjarana jak fatamorgana na pustyni! *taniec szczęścia* Na szczęście, na początku będzie spokojnie, powolutku, dopiero później zacznie się jazda bez trzymanki (okej, aż do tego stopnia nie *haha*). Już nie mogę się doczekać!
Kontakty z różnymi osobami są ciekawe. Stwierdziłam, że lubię przebywać w towarzystwie więcej niż tylko jednej i wciąż tej samej osoby. Ludzie potrafią być naprawdę niesamowici. 
Irytuje mnie fakt, że nadal jestem na etapie wyobrażania sobie mojej studniówkowej kreacji. Widzę ją, ale wiem, że takiego cudeńka nie ma w żadnym sklepie. Jednym słowem - jachrzanię. Muszę się wybrać w najbliższym czasie na wieeeelkie zakupy do 3miasta i znaleźć coś, co nada się na taką okoliczność. W końcu, studniówkę ma się tylko jeden raz. 
Przerażają mnie te wszystkie przedstawienia, polonezy, bla bla, bla, bla. Niby ma być dobra zabawa, a tyle roboty z tym. Jedno wiem: zabawa będzie najlepsza. I będzie sporo niespodzianek, hah *.*
Coś się dzieje, jakieś zmiany. W sumie, to dobrze. Stanie w miejscu jest takie nudne. A ja nie lubię nudy, uhu *.*

Dina.


kocham wręcz ten kawałek!





środa, 1 grudnia 2010

# 230, tak właściwie, to chyba lubię siebie - środa

Ostatnio bardziej niż zwykle zastanawiam się nad ludzkimi emocjami. Skupiłam się zwłaszcza na swoich. Zastanawiałam się, po co? Ktoś mógłby powiedzieć, że to bez sensu. Zastanawiać się nad tym, co zostało już dokonane. Mam trochę inny pogląd na tę kwestię. Obserwuję siebie, żeby poznać siebie. W końcu to ze sobą, a nie z nikim innym spędzę całe moje życie. Czyż nie? Ile można być samym dla siebie morderczą niespodzianką, która zadziwia na każdym kroku? Czasami moje zachowania mnie zaskakują. Powaga. Jestem zdruzgotana, rozczarowana i w ogóle zmiażdżona moją durną emocjonalnością. Nie cierpię, kiedy mnie ponosi i nie żeby specjalnie, ale zwyczajnie przez nieuwagę wychodzę na małego kretyna. Kurczę, to takie niemodne. Zupełnie.
Dlatego też, w celach badawczych i samo-poznawczych, zaglądam w czeluści moich emocji, które są naprawdę niesamowite, jeśli im się dokładnie przyjrzeć. Skrajne, obojętne, zimne, gorące, gorzkie, słodkie, zabójcze, dające nadzieję - czyli zupełnie porąbane. To chyba słowo, które je najlepiej opisuje. 
Przyglądam się sobie, jak w lustrze. Patrzę na moje dziwne smutki i szalone radości, przyklejony uśmiech i ciepłe łzy na czerwonych od mrozu policzkach. Patrzę na ślady ludzi, które jak stopy na piasku, są i nagle znikają, bo pojawić się przed kolejną falą. Stopy duże, małe, krzywe, krościaste. Każda z nich mnie zmienia. Na chwilę, lub na dłużej. Hej, ludzie. Nie spacerujcie tak blisko brzegu. To niebezpieczna granica. Woda jest bardzo niebezpieczna. Skrajna, obojętna, zimna, gorąca, gorzka, słodka, zabójcza, cucąca. Prawie jak ja. Choć, kiedy się tak sobie przyglądam, odnoszę wrażenie, że jestem bardziej niebezpieczna. Zmienna i odmienna. Typowa baba.
Na szczęście, jest parę spraw, które się nie zmieniają. Ale to już moje.
Uczę się tych słów. Ja, mój, moje, odwal się. Podobno czasem się przydają.

Dina.