niedziela, 23 października 2011

# 293, self-discipline

Thanks God, I'll have a lecture of history of british literature tommorow morning. It means that we (proud IBA students) can:
1) eat
2) drink
(but NO alcohol! *obvious thing, haha*)
3) sleep.

czwartek, 13 października 2011

# 292, słonecznie, ale zimno

Ładny dzień, nie ma co narzekać. Promienie słońca przebijające się przez drzewa i zaglądające do pokoju, błękitne niebo. No czegoż więcej chcieć. Pogoda, mogłoby się wydawać, pozytywnie wpływa na samopoczucie. Zwłaszcza wtedy, kiedy można ją podziwiać przez okno, nie wychodząc na zewnątrz. Z tym dworem to już zupełnie inna sprawa. Przenikliwe zimno, mroźny wiatr na policzkach i zimne noski na wieczornych, jesiennych spacerach. Najwyższy czas wyciągnąć ciepłe kapcie, swetry, skarpetki, buciory i kurtki, moje ukochane Zmarźluchy. Zapodaję Moves like Jagger, gibam się i gwiżdżę wesoło, korzystając z ostatnich chwil w ciepłym pokoju. Czeka na mnie miłe popołudnie i uroczy wieczór w towarzystwie innym niż literaturoznawstwo, które zostało przeklęte przeze mnie. Może być chłodno, ale to wątpliwa sprawa. 
Uciekam, uciekam. Miłego popołudnia Wam życzę wesoło i dinkowo. Buziaki w pysiaki.

Dinolec. 

środa, 12 października 2011

# 291, chyba wpadłam w postowy szał

OOOOOOOOOO CHOOOOLEEEERAAAAAAAA!!!!!! Właśnie ęteligentnie skasowałam piętnaście linijek tekstu, yhaewwwwwwwwwww! Ależ się wściekłam, um :(
Okey dokey, mogę się powtórzyć w sumie. Tak się złożyło, że mam w tym momencie humor pod tytułem: "Wywal z głowy wszystkie myśli". Jestem też w humorze numer dwa, pod tytułem: "Pisz, ile wlezie". Właśnie dlatego nie mogłam zasnąć i musiałam się pozbyć nadmiaru literek z głowy. Z tej oto właśnie okazji można spodziewać się masowego zasypu marnymi postami, zapiskami i beznadziejnymi notatkami, które z pewnością będą tak nieogarnięte i nie trzymające się zupełnie kupy, jak mój beznadziejny potok myśli, rozmyślań i papki filozoficzno-egzystencjalnej, który kołacze mi się pod czachą, że aż mi z uszu dymi.
Do tego wszystkiego masochistycznie słucham Mobiego, ależ ze mnie przychlast emocjonalny. -.-
Taaaak, to że znów piszę oznacza, że nadal mam do przeczytania pięćdziesiąt stron teorii literatury, mrau. Zdecydowanie bardziej wolę posłuchać muzyki (mam kilka ciekawych playlist, które maltretuję do przerzygania), pomalować pazury, zaparzyć sobie herbatkę i poczekać aż wystygnie a później ją wypić. Mam znów moje przedmaturalne podejście do żywota. Na szczęście, moje i mojej przyszłości, mam ambicje (hahahah!?) i nie pozwolę sobie tego tak zakończyć. 
Okey, idę spać, bo zaczynam brzmieć jak paranoik.

Sweet dreams. 

 

# 290, cześć


Cześć cześć, jestem Dina. Mam dziewiętnaście lat, dwa miesiące i dziewiętnaście dni. Niektórzy mnie znają, niektórzy znali, ale udają, że to w ogóle nie miało miejsca, niektórych ja nie mam ochoty znać, niektórzy w ogóle nie mieli okazji mnie poznać, a niektórzy dopiero mnie poznają. Wszystko jedno, do której grupy należysz, i tak witam Ciebie i Ciebie ponownie w mojej małej pustelni. Jestem studentką filologii angielskiej I BA, co kocham, wielbię i szanuję. Mam cudownych znajomych, z którymi pochłaniam marchewki, spotykam się przelotem lub na dłużej, gram w lotki, Scrabble, Familiadę i Milionerów (?). Mam też kogoś, z kim mogę dzielić radości, uśmiechy, spędzać zimne wieczory i inne pory dnia. Mam też gryzący sweter, martensy i kocyk. Szczęście pcha mi się na zarumienione policzki. Oblałam egzamin na prawo jazdy - tylko raz. Egzamin z życia oblałam - o kilka razy za dużo. Na szczęście, po tych zawirowaniach wróciłam do siebie i oto siedzę przed komputerem, słucham Highway to hell w wykonaniu AC/DC (hell yeah, by się chciało powiedzieć, huhu) i znów stukam w klawiaturę, popijając aromatycznie wypełniającą ciemny pokój herbatę malinową. To, co lubię. Śmiało mogę tak powiedzieć.
No cóż, mam taką małą słabość. Jestem sentymentalną melancholiczką i kiedy nastają zimne, zupełnie nieprzyjemne, jesienne wieczory - pełne pluchy, wilgoci, ciemności i innych niefajnych spraw - siadam i piszę o ciepłych kluchach, duperelkach i innych bzdurkach. Tak tylko, dla siebie, żeby poćwiczyć sobie mózg, pomyśleć nad tym, co się ostatnio wydarzyło, bla bla. To ta melancholijna część. Ta sentymentalna zaś skłania mnie do powracania do podstaw, rozczulania się, babrania się we własnych wspomnieniach i korzeniach. I oto jestem. Zmienna mnie ukształtowała, chyba już zawsze będę do niej wracać.
Mała rozkmina. Jeśli Zmienna to ja, czy zdanie: "Zmienna mnie ukształtowała, chyba już zawsze będę do niej wracać." oznacza, że zawsze będę wracać do siebie/zawsze będę sobą? Jeśli tak, to dość optymistyczny scenariusz i na tym zakończę tę krótką, filozoficzną papkę, która nie ma większego sensu istnienia, jeśli by się nad nią głębiej zastanowić.
Jako, że mam do zrobienia masę rzeczy (przeczytać stos śmieci na literaturoznawstwo... X.X), jak zwykle znajduję sobie trylion milionów tysięcy powodów, żeby tego nie robić. Okey, okey. To oznacza tylko jedno. Że to nie żadna ściema i że Dina wróciła do gry!
To tyle na dzisiaj. Obiecuję, że jeszcze tutaj zajrzę i na pewno szybciej niż za 3 miesiące. :) Bo w tym momencie, najlepsze na co mnie stać, to rzucić się w objęcia Morfeusza i zakończyć w końcu ten długaśny, niewyraźny dzień.

Do napisania, ściski i czołem,
Wasza zapomniana Dina.


i trochę koloru na koniec.