piątek, 19 lutego 2010

# 58, jestem jak małe ziarenko.

Najmłodsza jest w wieku, kiedy jest się zagorzałym fanem Arki Noego, tak więc śpiewamy, śpiewamy, śpiewamy. Nawiasem mówiąc, nie wiedziałam, że ona ma taki talent wokalny. Wracając do zespołu, jest taka piosenka "Ja jestem". Moja siostra nie wie, o czym ta piosenka jest. Ja wiem aż za  bardzo, bo zarodki mnie otaczają - jakaś plaga bobasów! Dziewoje (często do tego nie przystosowane, o czym kiedyś już wspomniano) stają się miotaczami płodów! Potomkowie dumnie rosną jak grzyby po deszczu, pękate babeczki człapają jak kaczuchy w kałużach. Pandemia ciąży!
Problemem jest to, jak już mówiłam w zamierzchłych czasach, że do roli rodziców zostają powołane przypadkowo nieodpowiednie osoby. A kiedy taka dziewoja dowie się, że niedługo sama będzie miała dzieciątko albo raczej kiedy dowiedzą się dorośli i wspólnie w kółeczku na zebraniu rodzinnym podejmą szlachetną decyzję o zamordowaniu maluszka. 
Zastanawiałam się nad tym. I wiecie do jakiego doszłam wniosku? Nic odkrywczego.  To nieludzkie, potworne, ohydne, podłe, szmacące honor istoty, która godnie nazywa siebie człowiekiem. Najpierw głupia, nieletnia dziewoja bawi się w dojrzałą i wskakuje koledze, który chce się poczuć dorosły do łóżka. Jest miło, dopóki nie zaczną się poranne mdłości a test "napisze pozytywnie". Wtedy robi się pod górkę, bo bezmózg nie wziął pod uwagę ewentualnej ciąży, oczywiście. Pomińmy. Jak już sobie zafundowała macierzyństwo, to powinna się z tym godzić. NO ALE! Co powiedzą sąsiedzi? Co LUDZIE będą gadać?! Przecież to straszne! A co by gadali, gdyby się dowiedzieli, że zabiliście dziecko, które nic nie zawiniło?! Matkę zabić, ona zbłądziła! Jej nikt nic nie zrobi, bo jej życie jest nienaruszalne. A to maleństwo? Nie może się obronić. Ono   r ó w n i e ż     żyje. Dlaczego odbierać życie komuś, kto nic nie zrobił? Kara za błędy matki? Bo ono nie czuje? A skąd TY możesz o tym wiedzieć? Rozrywał Cię ktoś kiedyś   ż y w c e m? Ciebie boli ząb i bierzesz tabletki, umierasz i pchasz się do dentysty bez kolejki, bo jesteś pacjentem z bólem. Pomyśl, co czuje to dziecko, które nie może nawet kopnąć Cię w twarz albo nawrzeszczeć na Ciebie, kiedy wyrywasz mu rękę. Łatwo się go pozbyć, bo nie widzisz jego cierpienia malującego się na maleńkiej buźce. Otruj, rozerwij. Potworze.
Kościół zabrania aborcji. Nie zgadzam się z jego niektórymi zakazami, nakazami. Jednak w sprawie   m o r d o w a n i a   dzieci, stoję za nim murem. 
Co ja bym zrobiła? Wymądrzam się a sama cichaczem pójdę, w przypadku, kiedy "wpadnę" i powyrywam mojemu dziedzictwu rączki i nóżki? Nie, bo nie jestem morderczynią. Ludzkie życie jest święte, nietykalne. Musiałabym stać się potworem, żeby zabić. Zabić kogoś, kto nawet nie poznał życia. Macierzyństwo to dar, który sami sobie serwujemy. Nie można karać za to kogoś, kto niczym nie zawinił. Podjęłabym się tego. Nie wiadomo, jaki skarb może nam zostać dany.

Pozdrawiam, kleo.

Posłuchajcie sobie:
Arka Noego - Ja jestem.

czwartek, 18 lutego 2010

# 57, sympatyczna wizyta.

Pobudka, śniadanko, podróż do Kancelarii Radcy Prawnego w celu bliższego zapoznania się z jakże wielbionym przeze mnie zawodem prawnika. Coraz bardziej podoba mi się przyszłość, która mnie czeka. Tony papierów mi nie straszne, co więcej - jestem zachwycona ilością przeróżnych dokumentów, które trzeba napisać, dostarczyć. Odwiedzenie Sądu Okręgowego, komornika. To wszystko coraz bardziej mnie przekonuje, że decyzja, którą zamierzam podjąć jest słuszna. Tak mi się przynajmniej wydaje. Choć sprawy zapewne są trudne, trudniejsze a to wszystko jest niesamowicie zakręcone i zagmatwane, milion dziwnych słów, które są dla mnie całkowicie niezrozumiałe, definicji, paragrafów, czuję gdzieś tam w kościach, że to coś dla mnie i właśnie to w życiu chciałabym robić.

Pozdrawiam Was z Kancelarii i życzę miłego dnia, kleo.


piątek, 12 lutego 2010

# 56, I'm like a bird!

Ahoj ahoj! Witam bardzo entuzjastycznie w przypływie euforii, którą ociekam niczym pączuś słodziutkim lukrem, od którego lepi się wszystko, co wpadnie w łapska (refleksja nad Tłustym Czwartkiem zgrabnie wpleciona w treść). Moje szczęście jest nieopisane. Zaczęłam dziś ferie! Czuję się wolna, mam nadzieję, że za dwa tygodnie będę wypoczęta, choć niestety z mniejszym entuzjazmem, jak przypuszczam. Tak będzie. Jestem wróżką. Chyba lepiej się do tego nie przyznawać, bo zostanę spalona na stosie... 
Nie ma co marudzić, to też posta sensownego dziś nie będzie, bo moje życie straciłoby sens, gdybym nie narzekała w notkach, co zdarza się ostatnio dość rzadko. Mogę tylko napomknąć zasmuconym głosem, że stopy mnie bolą od obcasów moich nowych butów (nic tak nie poprawia humoru)! Jeszcze smutniejszym głosem powiadamiam, że opuszczam na tydzień dom, a więc najprawdopodobniej postów nie będzie. Ale to się jeszcze zobaczy.
A więc wszystkim tym, co mają ferie życzę miłego wypoczynku. Wróćcie cali i zdrowi, żeby nikogo nie ubyło ani nie przybyło! A tym, którzy wracają do szkoły - tak mi przykro. 
Frunę, gołąbeczki. 

Pozdrawiam, kleo.

czwartek, 11 lutego 2010

# 55, chcesz tytuł? To sobie kup!

We were walking, we were talking
We were laughing about the state of our lives
How our fates brought us together
As the moon was rising in your eyes

Ah la Luna, la Luna.

/Belinda Carlisle - La Luna/

***

Dziś sentymentalnie, krótko. Jestem zmęczona, śpiąca, nieżywa. Potrzebuję ferii, oderwania od rutyny. Tak, potrzebuję czegoś nowego. Zaczęłam od nietypowej dla mnie piosenki, przy której tak miło się kołysze. Tyle w niej ognia, och!

Jutro o tej porze będę miała ferie. Błogostan. Radość wypływa mi uszami.


środa, 10 lutego 2010

# 54, śnisz mi się po nocach.

Coraz bliższy dzień, kiedy w końcu się spotkamy. Czasem wydaje mi się, że mijam Cię na ulicy. Wiem, że jesteś z zasięgu mojej ręki, że już prawie Cię mam. Wiem, że już niedługo nadejdziesz i pozwolisz mi złapać tak potrzebny mi oddech.

Słodka Wolności, jeszcze tylko 2 dni...

***
Jeszcze tylko czwartek i piątek i w końcu ukochane ferie. Na dobry początek dobra zabawa w świetnym towarzystwie. Zapowiada się ciekawie. Wszystko zaczyna się układać. Nareszcie.

niedziela, 7 lutego 2010

# 53, życie na fali.

Dziś niedziela. Dla niektórych dzień święty, dla innych okazja do odpoczynku, dla Ciebie ostatni dzień weekendu i dzień poprzedzający poniedziałek, czyli szkolną męczarnie. Niedziela jest dniem, kiedy zazwyczaj, z chęci lub z przymusu, chodzimy do kościoła. Jeśli jest kościół, jest też msza. Jeśli msza, jest kazanie. Czym więc mógłby być zainspirowany dzisiejszy post? Staję się przewidywalna. Peszek.
Dla tych, którzy  jeszcze nie celebrowali wyjątkowości dzisiejszego dnia: Ewangelia mówiła o powołaniu rybaków na apostołów. O wielkim łowie, wiernym podążaniu za głosem "z góry". Ksiądz użył metafory, która niesamowicie przypadła mi do gustu, zainspirowała i dała powód do pisania. Użyję jej jednak w nieco innym kontekście.
Wyobraźcie sobie morze. Stoicie na jego brzegu, wolni jak wiatr, bez żadnych więzów, które mogłyby was ograniczać. Widzicie przed sobą ogrom fal. Piękne, bezkresne, czyste jak łza, porywające wody. Zamykacie oczy. Towarzyszy wam lekka bryza, która owiewa policzki. Sprawia ona, że wydaje wam się, że jesteście delikatni jak piórko. Czujecie zapach i chłód słonej cieszy, która zalewa stopy, woń ryb, gorący piasek, który chrzęści cicho pod stopami? Super, jedziemy dalej. Teraz wyobraźcie sobie, że wasze życie jest jak ta woda. Porywające, zachęcające do działania; czyste, jak kartka, która czeka, aż ktoś napisze na niej historię; jak niedoprawiona zupa, która czeka na Vegetę. Aż chce się wykąpać, napisać coś, dodać szczyptę soli do smaku! Teraz zadam pytanie. Dlaczego stoicie na plaży? Na brzegu życia? Dlaczego nie czerpiecie z niego, skoro jest wasze?
Kiedy dłużej tam postoicie, plaża zamieni się w błotko. Ugrzęźniecie tam. Poczujecie się bezpieczni, jak Shrek na swoim bagnie. Nie taka jest nasza rola, ludziska! Człowiek dostał wolną wolę, rozum, język, nogi aby działać, iść naprzód, przed siebie! Dostał wszystko, co mu potrzebne: wieloczynnościowy narząd, twór mięśniowy jamy gębowej kręgowców, zwany potocznie językiem, który daje mu możliwość komunikowania się z innymi ludźmi, zawiązywania nowych znajomości; dwie nogi, za pomocą których może przemierzać świat (dosłownie i w przenośni). Rozum, aby w głową podejmować decyzje. Rodzimy się bez historii, czyści, abyśmy sami mogli sobie ułożyć życie. Na początku robią to za nas rodzice, bo wiedzą, co dla nas dobre bla bla bla, ale kiedy nabieramy rozumku to naszym zadaniem jest przeżycie życia jak należy. To my mamy wybierać, przebierać w niezliczonej liczbie możliwości. Nie mamusia, mąż, przyjaciółka. My sami. To nasz żywot i to tylko i wyłącznie od nas zależy, czy ktoś nas zapamięta i jak ten byt będzie postrzegany. Im dalej, tym woda czystsza - niezmącona, przejrzyście piękna. Większe ryzyko, większa zabawa, więcej radości z życia. Trzeba z tego korzystać z tego, że żyjemy tutaj, w tej chwili, z tymi ludźmi, którzy są dookoła nas. Widzieć radość w najmniejszej rzeczy, uśmiechać się do słońca, "do dziecka w wózku/do wróbla/który stracił ogon"*. Iść przez życie tanecznym krokiem. Surfować przez nie, łapać największe fale - nie bać się żyć. Jechać jak na sankach ze stromej górki. Bierność nie uczyni naszego istnienia wyjątkowym. Aby być wyjątkowym, trzeba umieć być. 
Wiadomo, że czasem dostajemy w kość, jest ciężko.  Trzeba umieć to przetrwać, poradzić sobie z kamienistą, krętą drogą. Doświadczenia kształtują nasz charakter, uczą, dają siłę, aby następnym razem łatwiej było nam poradzić sobie z przeszkodami. Mówią, że "po burzy zawsze wychodzi słońce".


źródło: Google.pl

Pozdrawiam optymistycznie, kleo.

PIOSENKA NA DZIŚ:
Wilki - Here I am

* Małgorzata Hillar - Zakochana

sobota, 6 lutego 2010

# 52, złe pachnie niejpiękniej, powiedzmy.

Tak to jest, że żeby zrobić coś dobrego z reguły trzeba się wysilić. To co jest postrzegane przez społeczeństwo jako pozytywne, fajne, odlotowe wymaga nakładu pracy z naszej strony, poświęcenia. Złe natomiast przychodzi łatwo - jak już zaczniesz to wpadasz w "wir tworzenia". 
Aby rzucić palenie, wyjść z alkoholizmu, wyswobodzić się z uzależnienia od hazardu musimy porządnie wziąć się za siebie, wyćwiczyć silną wolę i walczyć z tym wszystkim. Trzeba walczyć z samym sobą a to chyba najcięższa wojna. Z żalem przypominamy sobie jak łatwo przyszło nam zapalenie pierwszego papierosa, pierwszy kieliszek, pierwszy raz w kasynie. Pierwsze kłamstwo, pierwszy skok w bok. Ludzie są słabymi stworzeniami, które tak łatwo ulegają pokusom, nie przejmując się konsekwencjami, z którymi zawsze trzeba się liczyć. Z reguły i nie reguły a po prostu z kosmosu wiadomym jest, że kłamstwo, fajki, alkohol w nadmiarze są rzeczą złą. Złą, jednak niewymagającą od nas wysiłku. Po prostu robimy źle, nie męczymy się. Ludzie są tak leniwi, że nawet nie chce im się pomyśleć, co robią ze swoim życiem. Przeprosić skrzywdzoną osobę, pomóc samemu sobie wygrzebać się z tego szmelcu - to jest dopiero wysiłek. Czujemy jego ciężar, kiedy próbujemy podnieść się z bagna, które sobie stworzyliśmy. Jest nam źle, cuchnie brudem, złem, grzechem. A kiedy już się wygrzebiemy, umyjemy się ze szlamu, przyozdobimy twarz maską dobrego człowieka, nadal robimy to samo i cała nasza praca idzie na marne. Jednak ludzka ślepota nie zna granic - zauważymy to, kiedy znów będziemy na dnie, upaćkani w brudach naszego życia. 
Zło niczym kwiat wabi nas do siebie jak pszczoły. Wydaje się być najcudowniejszym zjawiskiem na świecie. Kolorowe, dumne, piękne zło. Mami nas swoim zapachem. Kosztujemy jego smaku, rozkochujemy się w nim. Jak doskonały narkotyk - niezauważalnie uzależnia i ciągnie nas na samo dno. A kiedy przejrzymy na oczy, nie mamy siły z tym walczyć. Zło zapuszcza korzenie w naszym sercu. 
Ot co, dostałam dziś link. Proszę bardzo, skutki zła - KLIK

Pozdrawiam, kleo.

MUZYKA NA DZIŚ:
Paul Young - Everytime you go away

piątek, 5 lutego 2010

# 51, ŚBM.

ŚBM to nowa instytucja, tuż obok IPNu, ZUSu, NFZtu i innych, których nazwę skracamy do postaci trzech literek. Dla wiadomości Waszej, ŚBM to nic innego jak Śledzikowe Biuro Matrymonialne. 

Nie chciałam zniżać się do tego poziomu, żeby pisać o n-k, śledziku, dzieciach NEO, które nie widzą świata poza Tibią, bo są setki innych tematów. Przeważająca liczba emotek nad treścią, co jest zjawiskiem niepokojącym, bo niedługo trzynastolatek w jednym zdaniu będzie sto razy wytykał język, również nie zasługuje na osobny post. Kiedy jednak zalogowałam się na jakże wielbiony portal, jakim jest nasza-klasa, zobaczyłam coś, co wygięło mnie z butów kompletnie. A mianowicie: "Posyukuje chopaka z dulszymi wolsami conajmiej 7 cm, na 21 lutego. Czekam na chetnych".

Pomijam powalającą liczbę ortografów, literówek, brak ogonków, wszystkiego w tak krótkim (a jakim treściwym?!) zdaniu. Bolą mnie od tego oczy, ale cóż. Ale treść, ludzie. Treść! Jakie to zdanie jest... głębokie! To zdanie ma DUSZĘ, ach! Matko kochana, ja rozumiem. Ciśnienie mi skacze z wrażenia. Wszystko super-fajnie, Śledzik jest niezwykle popularny. Wszyscy kochamy, kiedy wydłuża nam stronę, kiedy ludzie wklejają na niego debilne łańcuszki i całą masę niezidentyfikowanej materii nie z tej ziemi. Muszę się jednak do czegoś przyznać - czegoś takiego jeszcze nie spotkałam! Trzeba było zobaczyć moją minę, kiedy ja spostrzegłam to coś, co o mało nie doprowadziło mnie do śmierci (zawał serca, śmierć ze śmiechu, whatever). 

To takie niesamowite, Śledzik nabrał nowego, metafizycznego znaczenia. Walmy głową w ziemię, padnijmy na kolana, Śledzik nasz pan! Piszmy na jego wiersze, piosenki, wykreujcie go na boga, śledzikomaniacy. Teraz poznajemy swoje drugie połówki na naszej-klasie, robimy zakupy przez Internet, dostajemy od rodziców życzenia urodzinowe na e-maila, dowiadujemy się o urodzinach przyjaciela przez niezapominajkę wysłaną na pocztę, za jakiś czas będziemy zawierać tam sakrament małżeństwa, spowiadać się, dostawać e-komunię, będziemy się rozwodzić nie ruszając się z krzesła obrotowego, rodzić dzieci, a kiedy nasze pociechy będą starsze, będą nam wysyłać wiadomość na nk z sąsiedniego pokoju: "Mamo, poznałam dziś na Śledziku/Epulsie/Fotce.pl super faceta. Chyba się zakochałam. On ma takie fajne słit foteczki, 743786879 znajomych (ależ on musi być towarzyski!) i 4783798439 opinii Super Zdjęcie (i piękny)! Ma też konto na Demotywatorach i jego demoty były na Głównej! Ma EXTREME na Epulsie (dziany do tego!). Doskonały kandydat na na męża!". Myślę, że dojdzie też do tego, że będziemy mieli e-cmentarze. I będziemy tam zapalać znicze - [*]. To tylko kwestia czasu. I tak oto całe nasze życie zawrze się w krótkim słowie - Internet. 

To już jest paranoja. PA-RA-NO-JA!

Pozdrawiam, kleo.


MUZYCZNIE:

NIRVANA - RAPE ME.


P.S: Teraz nawet pingwiny robią słit focie. KLIK


czwartek, 4 lutego 2010

# 50, nadinterpretacja na haju.

Uwielbiam lekcje polskiego. Przed każdą z nich wypełnia mnie strach. Boję się, w jakim wierszu będzie trzeba doszukiwać się ukrytych treści. Jakiś poeta z romantyzmu złapał schizofreniczny film, napisał coś a my, biedni uczniowie, musimy zgadnąć "co poeta miał na myśli". To trochę głupie. W końcu, nikt tak naprawdę nie wie, co Mickiewicz miał na myśli, kiedy pisał Wielką Imprewizację, albo o czym myślał Słowacki pisząc "Kordiana". Tym bardziej, że odczytanie ukrytych treści jest rzeczą indywidualną. Nie każdy odbierze zakamuflowane informacje tak, jak zapisano w kluczu odpowiedzi. Kiedy ktoś podąży nie tą drogą w interpretacji wiersza, jaką zakładają odpowiedzi, nie zda matury. Sami nauczyciele mówią, że istnieje wiele dróg odgadywania i wyjaśniania treści, które ktoś próbował przemycić.
Moja polonistka często zadaje nam do domu interpretacje jakiegoś fragmentu lektury, krok po kroku - każdego wersu, słowa. To ma być jakiegoś rodzaju przygotowanie do matury, tak myślę. Z tego, co wiem na egzaminie dojrzałości dostaniemy jakiś wiersz czy prozę i trzeba będzie go interpretować. Albo porównać dwa teksty, doszukiwać się podobieństw, kontrastować. Wysnuwać wnioski. Kojarzyć fakty. Jeśli będzie mi szło z tym jak w zadaniach domowych, to ze średnim wykształceniem mogę się pożegnać. Każda interpretacja poprowadzona w niewłaściwym kierunku. Chyba zaczynam się bać. Te teksty można zrozumieć chyba tylko będąc w podobnym stanie, w jakim był Mickiewicz pisząc Dziady (z kolegą doszliśmy do wniosku, że był na haju). Przecież to nielegalne, ech.. Obawiam się o moją przyszłość.


Pozdrawiam, kleo.

środa, 3 lutego 2010

# 49, nie to miałem na myśli! Sztuka kompromisu.

Ludzie różnią się od siebie - różne cechy charakteru, przekonania i racje. Na tym tle często dochodzi do spięć, kłótni. Czasem jest to zwykłe nieporozumienie. Takie dziwne sytuacje wynikają dlatego, że my powiemy jedno a druga osoba odbierze to zupełnie inaczej. Wcale nie chcemy tego powiedzieć, wcale nie chcemy wzbudzić w kimś złości, nie sądzimy, że wywołamy tym takie piekło. A z takich "małych nieporozumień" często wynikają naprawdę przykre sytuacje, o których czasem trudno zapomnieć. Nie docierają do nas przeprosiny. Zdarza się, że zaślepia nas żal, jesteśmy zwyczajnie źli. Ktoś źle odebrał nasze intencje, zwalamy winę na niego - że drażliwy, nadwrażliwy. Ten drugi uważa, że chcieliśmy mu celowo dowalić i że to było zamierzone i że właśnie o tym myśleliśmy. 
Tak naprawdę to można by tą sytuację rozwiązać. Gdyby "ofiara" zgodziła się wysłuchać przeprosin łaskawie i bez obrażonej miny zaciętego dzieciaka, a "napastnik" (?) umiał przeprosić nawet wtedy, gdy uważa, że nie powiedział nic złego, obraźliwego czy cokolwiek. Przecież to nie tak wiele, można przezwyciężyć jakoś żal i po prostu rozprostować zawiłości. Życie byłoby prostsze, gdyby człowiek był mądrzejszy. I mniej uparty. 
Sztuka kompromisu. Umiejętność dogadania się, rozwikłania sprawy na warunkach dogodnych dla obu stron. Trudna, ale gdyby ludzie potrafili, chcieli się dogadać, byłoby piękniej, ech.
Pozostawmy gdybanie historykom. Człowiek upartym jest i pewnie nadal uparciuchem będzie. Nie ma się co tym zadręczać, Wisły kijem nie zawrócisz. Nic się nie zmieni, a to takie nudne. Idę szukać ciekawszej inspiracji. Do następnego razu.

Pozdrawiam, kleo.

+ muzyczka:
Kings of convenience - I'd rather dance with you.mp3