czwartek, 4 lutego 2010

# 50, nadinterpretacja na haju.

Uwielbiam lekcje polskiego. Przed każdą z nich wypełnia mnie strach. Boję się, w jakim wierszu będzie trzeba doszukiwać się ukrytych treści. Jakiś poeta z romantyzmu złapał schizofreniczny film, napisał coś a my, biedni uczniowie, musimy zgadnąć "co poeta miał na myśli". To trochę głupie. W końcu, nikt tak naprawdę nie wie, co Mickiewicz miał na myśli, kiedy pisał Wielką Imprewizację, albo o czym myślał Słowacki pisząc "Kordiana". Tym bardziej, że odczytanie ukrytych treści jest rzeczą indywidualną. Nie każdy odbierze zakamuflowane informacje tak, jak zapisano w kluczu odpowiedzi. Kiedy ktoś podąży nie tą drogą w interpretacji wiersza, jaką zakładają odpowiedzi, nie zda matury. Sami nauczyciele mówią, że istnieje wiele dróg odgadywania i wyjaśniania treści, które ktoś próbował przemycić.
Moja polonistka często zadaje nam do domu interpretacje jakiegoś fragmentu lektury, krok po kroku - każdego wersu, słowa. To ma być jakiegoś rodzaju przygotowanie do matury, tak myślę. Z tego, co wiem na egzaminie dojrzałości dostaniemy jakiś wiersz czy prozę i trzeba będzie go interpretować. Albo porównać dwa teksty, doszukiwać się podobieństw, kontrastować. Wysnuwać wnioski. Kojarzyć fakty. Jeśli będzie mi szło z tym jak w zadaniach domowych, to ze średnim wykształceniem mogę się pożegnać. Każda interpretacja poprowadzona w niewłaściwym kierunku. Chyba zaczynam się bać. Te teksty można zrozumieć chyba tylko będąc w podobnym stanie, w jakim był Mickiewicz pisząc Dziady (z kolegą doszliśmy do wniosku, że był na haju). Przecież to nielegalne, ech.. Obawiam się o moją przyszłość.


Pozdrawiam, kleo.