niedziela, 5 grudnia 2010

# 234, freezin' day

Dziś, kiedy wracałam z kościoła, zamarzłam zupełnie. Byłam chodzącym sopelkiem, który zgrzytał zębami w rytm jakieś nieznanej mi piosenki, która na pewno zostanie przebojem roku 2011. Nie, nie zostanie, bo nie będzie mi się chciało nad tym pracować. Zupełnie tak jak nie chce mi się pracować nad masą innych rzeczy. Przeraża mnie to. Dziś, podczas kazania (ksiądz, kiedy rozmawia z dziećmi zniża się poniżej ich poziomu - nie mogę tego słuchać), moje myśli dogoniły uciekające gdzieś plany wielkiej nauki, która przeobraziła się w wielką emigrację i nico z tego wszystkiego wyszło. Uświadomiłam sobie, jak niewiele mam czasu i jak bardzo mam przerąbane. 
Kretynka.
+ The Kooks - nowa miłość, obok Oasis. Jest muzykalnie i wesoło.

Dinka.