poniedziałek, 6 czerwca 2011

# 284, sea, river, lake, relax

Odczuwam głębszą potrzebę relaksu w towarzystwie fal rozbijających się o brzeg. Gdzieś w pamięci wyrył mi się ten kojący szum i dotarło do mnie, że to tego mi brakuje od kilku ostatnich dni. Tego dźwięku, który buduje harmonię i pozwala odpłynąć (dosłownie!). Przez moment nie istnieje nic. Tylko ja i fale. 
Trzeba się spełniać. Trzeba spełniać małe zachcianki i pozbyć się wrażenia, że coś się chrzani. Dokonanie, niedokonanie. To bez znaczenia, zupełnie. Trzeba uśmiechnąć się do siebie, powiedzieć sobie: "Cholera, ale mam dobry dzień" i zdeptać czarne chmury nad głową ze świętym przekonaniem, że możemy wszystko. Jest dobrze. Trzeba w coś wierzyć, a więc wierzmy, że będzie jeszcze lepiej. Tak. Kiedy wychodzi mi rękaw, łapię stopa w ciągu pięciu minut i zaczynam wiązać koniec z końcem (dosłownie i w przenośni), zdecydowanie i z pełną premedytacją idę na przód. Wiem, że dam radę.

Dinka. 


trochę mi się wkręciło.