piątek, 24 czerwca 2011

# 287, P.

Emocje, które towarzyszyły mi tamtego nieszczęśliwego dnia pamiętam aż za dobrze. Pamiętam każde szarpnięcie spazmatycznego płaczu i szlochów. Pamiętam ból i żal, które rozrywały serce na dwoje. Pamiętam tę pustkę, która nagle stała się wszystkim. Pamiętam nierealność chwili i odległość czucia. Pamiętam, jak cały świat zamknął się jednej mikrosekundzie. Mikrocząstka urosła do gigantycznych rozmiarów, zaćmiła światło. Świat ogarnęła pustka. Ciemność. Cisza. 
Minął rok a dla mnie nadal żyjesz. Tych trzysta sześćdziesiąt pięć dni nie pozwoliło mi tego zrozumieć. Pojąć. Zaakceptować. Łapię się na tym, że w twarzach przechodniów doszukuję się Ciebie i Twojego uśmiechu. Czasami wydaje mi się, że słyszę Cię gdzieś niedaleko. Przystaję na środku chodnika i nerwowo rozglądam się, pragnąc Cię odnaleźć. Czuję na ramieniu szmer Twojego oddechu, odwracam się przepełniona bezgraniczną i złudną nadzieją tylko po to, aby po raz kolejny poznać smak rozczarowania. Znów nie udało mi się Ciebie uratować. Znów Cię zawiodłam.
Nie ma Cię z nami od roku. Nie można Cię poczuć, usłyszeć, zobaczyć. Ale wiem, że żyjesz w nas. W każdym z nas zaszczepiłeś małą cząstkę siebie, która będzie w nas kiełkować i czynić nas lepszymi. Wiem, że w swój niezrozumiały dla ludzi sposób jesteś przy nas. Uśmiechnięty i radosny, jak zawsze.

Patryku, tak bardzo nam Ciebie brakuje.