niedziela, 31 stycznia 2010
# 48, czyli na temat wstydu słów kilka
sobota, 30 stycznia 2010
# 47. Gorąca prośba.
piątek, 29 stycznia 2010
# 46. Nie pancerz chroni ludzką skórę, ale kostium.
# 45. Im bardziej czegoś chcemy, tym bardziej to schrzanimy.
środa, 27 stycznia 2010
# 44. Polowanie na siedzenie.
wtorek, 26 stycznia 2010
# 43. WOW, MATMO!
Żyłam w przekonaniu, że na semestr w dzienniku zawidnieje z matmy okrąglutka trójeczka, co byłoby spełnieniem moich marzeń. Tymczasem!
FRUWAM ZE SZCZĘŚCIA!
poniedziałek, 25 stycznia 2010
# 42. W moim osobistym życiu sprawdziany czynią chaos!
czwartek, 21 stycznia 2010
# 41, Durne lex, sed lex.


# 40. Koks = C, czyli głupia odpowiedź na głupie pytanie
Chemica: Wodór produkuje się na skalę przemysłową przepuszczając parę wodną przez rozżarzony koks. Ułóż równanie reakcji, dobierz współczynniki metodą bilansu elektronowego, wskaż utleniacz i reduktor.
Ja: Jaki jest wzór na koksa?
***
Moim bardzo inteligentnym pytaniem rozpocznę dzisiejszy post. Jak zwykle w najgłupsza rzecz potrafi wywołać we mnie chęć do snucia przemyśleń.
Myślałam dziś o ludziach potocznie zwanych "koksami". To ten typ ludzi, którzy mierzą swoją fajność i wyjątkowość tygodniowym przyrostem masy i obwodem w bicepsie. Nonsensopedia twierdzi, że koks to "określenie łysego dresiarza, zatrudnionego w charakterze ochroniarza na dyskotekach i w innych ośrodkach użytku publicznego. Człowiek ten lubi „przykoksić” lub „dać sobie w żyłę”. W każdy poniedziałek udaje się na siłownię aby jego muły nie zmalały od braku koksów. Nie przejmuje się sprawami płciowymi, ponieważ dla niego liczy się „piękno” własne".
Ten łysy dresiarz to może przesada, bo nie każdy jest szeroki jak szafa. No właśnie. Znam przykłady koksiaków, widuję ich na ulicy (w drodze na salę gimnastyczną na pewno, haha). Chodzą na siłownie, są szersi niż wyżsi, mają rozstępy od szybkiego przyrostu mięśni. Mało tego, aby "zwiększyć efektywność" ćwiczeń, biorą witaminki, sterydy, odżywki i tym podobne. Nic zdrowego a przecież to wszystko tylko dla mięśni. Niestety, dla nich ich mięśnie to mały światek. Mają przyciągać płeć piękną? Taki niby afrodyzjak, wabik na babki? Hmm, mam wrażenie, że nie każda dziewczyna gustuje w facetach wielkich jak wagony, a po siłowni zdyszanych jak ciuchcia. To jakby powiedzieć, że faceci lubią tylko długonogie blondyny z talią osy. A tak oczywiście nie jest?! *wzdycha - warto mieć wiarę w ludzi* Czasem wydaje mi się, że pakerzy mają się za fajnych, lubianych a czasem nawet groźnych, bo są taaacy szerocy. Pakują, pakują, stają się coraz więksi. Dbają o ciało, czasem nie za bardzo przejmując się całą resztą (szkołą, dziewczynami, czymkolwiek?) . Uważają się za pięknych, ich mieśnie są piękne, cali są cudowni i boscy jak młody bóg! Co więcej, twierdzą (takie odnoszę wrażenie), że każdy powiniem myśleć, że oni właśnie tacy są: przystojni i niebezpieczni. Bo inaczej po co wstawiają na nk, fotki i inne portale zdjęcia swoich golizn z nienaturalnie wykrzywionymi twarzami, które w zamyśle zapewne miały być groźne, ale chyba im nie wyszło, bo wyglądają jakby mieli zatwardzenie. Nadymają się, zagryzają zęby, włosy na żel, rozpięta koszula (albo bez koszulki, o zgrozo), napinają mięśnie i cykają fotki w lutrze..
Nie rozumiem idei pakowania, robienia z siebie mega-mięśniaka. Czy to na pewno jest taki piękne, zdrowe, czy to naprawdę podoba się innym ludziom? Osobiście, gdybym miała wybierać między takim koksikiem, który jest zakochany w swoich mięśniach i jest narcyzem, chyba wolałabym jakiegoś kompletnie wyobcowanego typa, Tarzana z dżungli, którego nie obchodziłyby efekty 956544546 godzin siłowni. Ani to piękne, ani to zdrowe. Nic fajnego. A takie na czasie.
Ten świat schodzi na koks.
P.S: Chemiczny koks to nic innego jak czysty węgiel, o czym "wybitny" biochemowiec wiedzieć nie może..
wtorek, 19 stycznia 2010
# 39, przenosinki
pozdrawiamy
redakcja konkursu Blog Roku 2009"
poniedziałek, 18 stycznia 2010
# 38, jednolita struktura organizmu zwanego społeczeństwem
niedziela, 17 stycznia 2010
# 37, człowiek o wielu twarzach.
sobota, 16 stycznia 2010
# 36. Ludzie, którzy śmierdzą.
Nikt nie karze rozmawiać z tą osobą, zagadywać, nawiązywać nowych znajomości. Trzeba uświadomić sobie, że ten ktoś kto tam siedzi również jest człowiekiem. Znam jedną osobę, która zawsze siedziała w autobusie jak odludek, każdy ją omijał. Ja ją znałam i wiedziałam jaka jest, kiedy się ją bliżej pozna. Mimo że nie jest ani pięknością tylko przeciętną dziewczyną, ma złote serce i jest cudowną dziewczyną. Ta osoba przez to, że mimo że miejsce obok niej było wolne a dookoła stało dużo ludzi i nikt nie usiadł wpędziła się w gigantyczne kompleksy. Dopiero szczera rozmowa z przyjaciółmi ją z dołka wyciągnęła. Do czego piję? Ci ludzie to także LUDZIE, którzy mają uczucia i trzeba traktować ich jak równych sobie. A nawet jeśli inni ludzie są nam obojętni, usiądźmy, aby rozluźnić ścisk panujący w autobusie, dla komfortu jazdy wszystkich podróżujących.
piątek, 15 stycznia 2010
# 35, kiedy ktoś umiera.
Przez wątpienie do poznania -
Przez błądzenie do mądrości -
Przez śmierć do nieśmiertelności.
— Roman Zmorski
środa, 13 stycznia 2010
# 34, czyli piękny dzień.
Dobija mnie fakt, że kiedy tylko mam się zabrać do roboty i nawet już się zmobilizuje i naprawdę mi się chce, to musi zza chmur wyjść piękne, zimowe słońce, które tak pięknie odbija się w śniegu i kompletnie mnie demotywuje. To niesprawiedliwe, że kiedy siedziałam w szkole było nawet znośnie, kiedy wychodziłam było paskudnie, kiedy chcę zabrać się za 263 dziadowe słówka z angielskiego świeci takie słońce, że w środku wszystko mi się cieszy. Założę się, że kiedy skończę naukę albo znów się zachmurzy, albo będzie już ciemno (stawiam na drugą ewentualność, bo kartkówka jutro w głowie kompletny słówkowy "nieogar"). Mam ochotę wyjść na słońce i cieszyć się nim. Chciałabym, żeby znów było lato albo wiosna chociaż. Może być zima, ale bez śniegu i zasp po kolana, z temperaturą dodatnią i z długimi dniami.. Dlaczego natura musi być tak złośliwa, że słońce świeci mi prosto w oczy i kusi "olej słówka i idź śmigać po dworze".. Potworne, przeżywam walkę wewnętrzną.
Chyba pora zabrać się za słówka. Koniec marudzenia - im szybciej tym lepiej.
Może później napiszę coś normalnego.
EDIT po kilku minutach:
ACH! Życie się do mnie uśmiecha - słówka po weekendzie :D może jednak dziś się gdzieś wybiorę? Albo nadrobię szkolne zaległości, których ostatnio mam całą gromadkę..
Pozdrawiam, kleo.
poniedziałek, 11 stycznia 2010
# 33, czyli pamiętna euforia!
"Jesteśmy jak najbardziej zainteresowani współpracą z Tobą i aż mi głupio, że to Ty piszesz pierwsza, kiedy to my powinniśmy napisać do Ciebie. [...] Myślę, że najlepiej byłoby stworzyć taki stały cykl - co miesiąc jeden Twój felieton, na tej samej stronie, w tym samym miejscu. Taki "stały punkt programu". Co Ty na to? Do tego oczywiście inne Twoje teksty, jeśli tylko będziesz chciała je napisać - a widzę, że chcesz ; ) No ale szczegóły ustalimy później..."
CHOLENDERKA! LATAM! JA LATAM!
A co tam, musicie wszystko wiedzieć?! Po prostu cieszcie się razem ze mną!
# 32, o seksie, mózgu i innych rzeczach budzących kontrowersje
niedziela, 10 stycznia 2010
# 31, dziś nie o kazaniu.
Osiemnastkę zaliczam do udanych. Było dużo śmiechu, tańców, litry wódki (oczywiście), cudowni ludzie. Czego więcej chcieć? Podczas tej imprezy stały się dwie rzeczy, o których chciałabym tu napisać.
Punkt numer jeden, czyli zaczynamy od mniej optymistycznej wizji. Tą milszą zostawimy sobie na koniec. A więc pojęcie osiemnastki nieodłącznie kojarzy się z alkoholem i upojeniem nim, w czego efekcie robi się głupie rzeczy. Osobiście nie mam nic do picia alkoholu, wszystko jest dla ludzi. Ale co za dużo, to nie zdrowo. Można se wypić, przecież przez to świat się nie kończy, ale trzeba znać umiar. Po co nawalić się tak, żeby mieć przekichaną całą imprezę? Przecież to nie niesie ze sobą nic fajnego. Wszyscy na ciebie krzywo patrzą, ty sam zataczasz się, rzygasz sobie na buty, albo kimasz na krześle (przesypiasz najlepszą zazwyczaj zabawę, jak na złość). Po co narąbać się jak dzwonek na samym początku, robić głupoty i mieć zepsutą imprezę. Nie rozumiem tego. Trzeba umieć korzystać z tego, co nam jest dane, ale z GŁOWĄ, ludzie. Od czegoś rozumek Bozia dała, należy z niego często korzystać, bo nieużywany zamarza i staje się mało elastyczny i mało przydatny. Pijcie ludzie, jeśli tak bardzo to lubicie, ale pijcie tak, żeby się dobrze bawić, żeby było wesoło, ale bez miliona konsekwencji.
Punkt numer dwa, czyli cudowna przemiana. Kolega cichy, spokojny, sprawiający wrażenie, jakby mógł żyć bez ludzi. Zawsze wydawało mi się, że będzie taki samotny i współczułam mu. Sama nie wyobrażam sobie życia bez kontaktów ze znajomymi i przyjaciółmi. Nieśmiałość bardzo w przeszkadza w nawiązywaniu znajomości, wiem to z własnego doświadczenia. Trudno się przemóc i gadać z ludźmi nieco pod przymusem, jeśli nie jest to powołaniem naszym. Jednak wczoraj stało się coś pięknego. Ten kolega był razem z nami na urodzinach (na szczęście dał się zaciągnąć, ale długo trzeba było go przekonywać). I wiem, że na pewno cieszy się, że go wyciągneliśmy i że nie żałuje tego, że spędził ten wieczór z klasą. Bawił się świetnie, tańczył, gadał jak najęty, jak zupełnie nowy człowiek. Cały czas się uśmiechał i wyznał mi, że nigdy się tak nie czuł i że po tej imprezie wiele się zmieni. Mój kolega jest doskonałym przykładem na to, że człowiek może przejść niesamowitą metamorfozę, jeśli tylko chce i kiedy dopuści do siebie ludzi, którzy zechcą mu pomóc. Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tej przemianie i przyglądać się jak rodzi się w nim jakaś.. radość. Podziwiam takich ludzi, którzy potrafią coś w sobie zmienić, bo mi przychodzi to z wielkim trudem.
Pozdrawiam Was ciepło, kleo.
czwartek, 7 stycznia 2010
# 30, bawmy się w dzieci!
środa, 6 stycznia 2010
# 29, czyli o rodzicach słów kilka
wtorek, 5 stycznia 2010
# 28, czyli o śmiało idących przez życie
poniedziałek, 4 stycznia 2010
# 27, czyli o dobrych chęciach
niedziela, 3 stycznia 2010
# 26, czyli ostatni dzień wolności
# 25, czyli o bożej krówce
Przez całą mszę bacznie obserwowałam dziewczynę siedzącą w piątej ławce. Mogła mieć jakieś 13 lub 14 lat. Była uczesana w warkocze, miała błyszczące buty, czarną spódnicę, siedziała prosta jak struna obok swoich rodziców i uważnie słuchała księdza. Wyglądała jakby spała z otwartymi oczami, jednak uczestniczyła w dialogu między wiernymi a kapłanem. Niesamowicie oddana przez tą godzinę księdzu, jakby nie istniał świat. Słuchała, patrzyła, odpowiadała. Aż miło spojrzeć, kiedy nastolatka w okresie burzy hormonów i buntu przeciwko całemu światu, jak zaczarowana słucha każdego słowa (nawet kazania?!), kiedy większości pań (w tym jej matce) głowa zaczyna się kiwać, opadając na ramię i w myślach modli się: "Nie zacznij chrapać.. Nie chrap..". Tylko jedna rzecz psuła ten obrazek.
Guma do żucia, którą przeżuwała ją przez całą mszę. Z mojej perspektywy wyglądała jak jakiś przeżuwający trawę zwierzak. Skojarzyła mi się z krową. Miała nawet łaciaty płaszczyk i blond pasemka na dość ciemnych włosach no i ten krowi wyraz twarzy, kiedy ciele przez cały dzień stoi na pastwisku i gryzie trawę - znudzony i zaspany. Krowa jak malowana. Nawet gapiła się na księdza jak "ciele na malowane wrota". Takie miałam wrażenie. Jakby słuchała, ale jednym uchem jej wpadało a drugim wypadało i jakby cała jej uwaga skupiała się na tej wstrętnej gumie. A z resztą, nawet jeśli słuchała i wiedziała, o co chodzi... Nie zmienia to faktu, że przeżuwała, calusieńką mszę. Taka boża krówka.
sobota, 2 stycznia 2010
# 24, czyli życie to wyższa matematyka
piątek, 1 stycznia 2010
# 23, czyli o lenistwie i jego skutkach
Poznajcie jednak największego leniucha na świecie, oto ja. Kłaniam się przed Wami i oświadczam, że przez calusieńką przerwę świąteczną nie spojrzałam nawet w stronę plecaka. Miałam zamiar przeczytać dwie lektury, nauczyć się na dwa sprawdziany z historii, na biologię, na chemię, na angielski i polski i łacinkę i zrobiłam zupełnie NIC! Cuchnie ode mnie perfidnym lenistwem i wstydzę się tego. Och, gdybym miała jeszcze jedną taką przerwę na pewno bym się uczyła (jaasne). Teraz, kiedy zostały tak de facto trzy dni, śpiący (śmierdzący raczej) leniuszek się ocknął się i ubolewa nad swym okrutnym losem ucznia, którego katują potworni nauczyciele. Biedny leniuszek.
Mam przekichane, jasna anielka.
***
Hmm, ludzie mają taki głupi zwyczaj odkładania wszystkiego na później. Nie, inaczej. Głupi ludzie mają zwyczaj odkładania wszystkiego na później. To brzmi tak bardziej prawdziwie. Mniejsza o piekielne szczegóły. Odkładamy na później wszystko, co tylko możemy odwlec, byle się tylko nie narobić.
Żałuję, że nie zabrałam się za tą naukę tydzień wcześniej. Lenistwa mi się zachciało, też coś.
Lenistwo jest jednym z grzechów głównych. Chyba pójdę do piekła.
Pozdrawiam, Kleo.
P.S: Jestem genialna. Zamiast zakuwać, piszę kolejną notkę. W takim tempie nie wyrobie się do końca świata.
+ muzyczka, która umila życie:
explosions in the sky - your hand in mine
Within Temptation - The Howling