Osiemnastkę zaliczam do udanych. Było dużo śmiechu, tańców, litry wódki (oczywiście), cudowni ludzie. Czego więcej chcieć? Podczas tej imprezy stały się dwie rzeczy, o których chciałabym tu napisać.
Punkt numer jeden, czyli zaczynamy od mniej optymistycznej wizji. Tą milszą zostawimy sobie na koniec. A więc pojęcie osiemnastki nieodłącznie kojarzy się z alkoholem i upojeniem nim, w czego efekcie robi się głupie rzeczy. Osobiście nie mam nic do picia alkoholu, wszystko jest dla ludzi. Ale co za dużo, to nie zdrowo. Można se wypić, przecież przez to świat się nie kończy, ale trzeba znać umiar. Po co nawalić się tak, żeby mieć przekichaną całą imprezę? Przecież to nie niesie ze sobą nic fajnego. Wszyscy na ciebie krzywo patrzą, ty sam zataczasz się, rzygasz sobie na buty, albo kimasz na krześle (przesypiasz najlepszą zazwyczaj zabawę, jak na złość). Po co narąbać się jak dzwonek na samym początku, robić głupoty i mieć zepsutą imprezę. Nie rozumiem tego. Trzeba umieć korzystać z tego, co nam jest dane, ale z GŁOWĄ, ludzie. Od czegoś rozumek Bozia dała, należy z niego często korzystać, bo nieużywany zamarza i staje się mało elastyczny i mało przydatny. Pijcie ludzie, jeśli tak bardzo to lubicie, ale pijcie tak, żeby się dobrze bawić, żeby było wesoło, ale bez miliona konsekwencji.
Punkt numer dwa, czyli cudowna przemiana. Kolega cichy, spokojny, sprawiający wrażenie, jakby mógł żyć bez ludzi. Zawsze wydawało mi się, że będzie taki samotny i współczułam mu. Sama nie wyobrażam sobie życia bez kontaktów ze znajomymi i przyjaciółmi. Nieśmiałość bardzo w przeszkadza w nawiązywaniu znajomości, wiem to z własnego doświadczenia. Trudno się przemóc i gadać z ludźmi nieco pod przymusem, jeśli nie jest to powołaniem naszym. Jednak wczoraj stało się coś pięknego. Ten kolega był razem z nami na urodzinach (na szczęście dał się zaciągnąć, ale długo trzeba było go przekonywać). I wiem, że na pewno cieszy się, że go wyciągneliśmy i że nie żałuje tego, że spędził ten wieczór z klasą. Bawił się świetnie, tańczył, gadał jak najęty, jak zupełnie nowy człowiek. Cały czas się uśmiechał i wyznał mi, że nigdy się tak nie czuł i że po tej imprezie wiele się zmieni. Mój kolega jest doskonałym przykładem na to, że człowiek może przejść niesamowitą metamorfozę, jeśli tylko chce i kiedy dopuści do siebie ludzi, którzy zechcą mu pomóc. Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tej przemianie i przyglądać się jak rodzi się w nim jakaś.. radość. Podziwiam takich ludzi, którzy potrafią coś w sobie zmienić, bo mi przychodzi to z wielkim trudem.
Pozdrawiam Was ciepło, kleo.