sobota, 2 stycznia 2010

# 24, czyli życie to wyższa matematyka

Życie można by przedstawić jako wzór matematyczny. Wzór bardzo zawiły, skomplikowany (jak to życie...), którego nie da się nauczyć na pamięć, bo jest zbyt zakręcony (załóżmy tak, bo w sumie kiedy można byłoby nauczyć się "wzoru na życie" na pamięć, jaki byłby sens ludzkiego istnienia?). To taka matematyczna kombinacja, z której można wyznaczyć wiele zmiennych. Współczynniki szczęścia, zdrowia, smutków i trosk, czy innych takich. Podstawiając pod litery różne liczby otrzymuje się całkiem inny wynik, czyli całkiem inne życie. Z każdą chwilą te liczby ulegają zmianie(w zależności od nastrojów nasze życie jest superekstra lub też "w miarę, w miarę". Pozostaje także ewentualność "Tylko iść i się zabić", czego nikomu nie życzę). Jeśli założę, że życie to stosunek "plusów" do "minusów", to kiedy wartość tych "dobrych" rzeczy jest większa od wartości "złych", mamy życie dobre, aż chce się żyć. Kiedy wartości licznika i mianownika są do siebie zbliżone można powiedzieć, że ani to bajka ani koszmar. Takie zwyczajne, normalne życie z równowagą wzlotów i upadków. A kiedy "-" biorą górę nad "+", chyba nie trzeba tłumaczyć, bo i tak została jedna ewentualność (dla jasności faktów: mamy przerąbane). 
Jak wszyscy wiemy z matmy i fizyki (naszych ulubionych przedmiotów..), prawie każdy wzór można doprowadzić do najprostszej postaci (w sumie nie można uprościć tylko tych uproszczonych. chyba. nie znam się na tym, więc chyba jednak zamilknę, żeby nie skompromitować się jeszcze bardziej). Straciłam wątek. Aa, już pamiętam. Wzory można upraszczać, tak więc skoro życie możnaby porównać do wzoru (gigantycznego, ale jednak..) można go sobie przecież uprościć. Dlaczego robić sobie pod górkę i utrudniać wszystko? Można sobie uprzyjemnić to życie. Dostarczyć sobie więcej szczęścia, potęgować je, mnożyć i różne cuda z nim robić (byle nie odejmować!). Nie warto się truć, martwić się wszystkim, przyjmować każdym głupim spojrzeniem, słowem krytyki, czy obojętnością ze strony człowieka, który dla nas coś znaczy. To oczywiste, że to boli. Boli jak sto diabłów. Jednak zamiast robić sobie łatwiejszą drogę w życiu (taka całkiem łatwa też nie może być, bo życie to nie bajka, a jakby nie było: "Doświadczenia uczą". Tak mówi Ciocia Dobra Rada), dodajemy coraz więcej tych "minusów", które za nogi ściągają nas na dno, gdzie słychać szlochy i zgrzytanie zębów. Zamiast mnożyć problemy martwieniem  się o wszystko i przejmowaniem się wszystkimi i wszystkim, zaserwujmy sobie odrobinę szczęścia, którego czasem nam tak bardzo brak. Skoro można uczynić życie bardziej kolorowym, przyjemnym i choć odrobinę bardziej przypominającego bajkę, zaszalejmy! Czemu nie?
Krótka lekcja dla wszystkich. A wydaje mi się, że dla mnie najważniejsza.. (niestety..)

Pozdrawiam, Kleo.

+
muzykalnie:
The Fray - How To Save A Life