Jak to jest, że kiedy mam coś zrobić i wiem, że MUSZĘ koniecznie zrobić to akurat DZISIAJ, bo jutro już będzie za późno, to mimo szczerych chęci (naprawdę szczerych..) nie mogę się przemóc, żeby się do tego w końcu zabrać. Też tak macie, że kiedy zbliża się sprawdzian/klasówka/termin oddania referatu, macie 9656887445 innych zajęć, które są 965865 razy lepsze niż to, co koniecznie musisz zrobić? Ja tak mam od wieków. Zawsze wszystko na ostatnią chwilę, bo wcześniej kto by się tam przejmował, na pewno tego mało i wystarczy pół godzinki i sprawdzian (czy cokolwiek innego) jakoś się zaliczy. A kiedy już siadasz do książek i okazuję się, że tego "na pewno mało" w rzeczywistości jest bardzo dużo, czujesz się zdemotywowany i nawet zdrapywanie ceny z nowego pióra, po które się było przed chwilą w sklepie (aby tylko odwlec naukę) czy strojenie głupich min do lusterka, rysowanie kółeczek, kwadracików (czy innych figur geometrycznych), ludzików, które płaczą nad zeszytami czy karykatur nauczycieli (ostatnio moje ulubione zajęcie :D) jest lepsze niż nauka. A kiedy już zasiądziesz do tej nauki, nagle atakuje cię drukarka i miażdży palec wskazujący tej ręki, którą piszesz (bo akurat ten musisz wepchnąć do drukarki, żeby ratować gotowca, c'nie?!) co skutkuje tym, że diabli biorą robienie opasłych notatek, z których uwielbiasz się uczyć (no, może nie każdy lubi, ale mi tak najlepiej wchodzi, na przykład). Fajnie. No i w TV na pewno będzie coś ciekawego wieczorem (tak tak, o 21:30 Dowody zbrodni). Tak, nawet najlepsze chęci nie zagonią leniucha do książek. Czasem zdarza się, że zagoni, ale owocuje to zmiażdżonym palcem (buu).
Refleksja nad zeszytem od historii. Reasumując, nie warto się uczyć, bo można zrobić sobie przy tym krzywdę.
Pozdrawiam, kleo.
+
muzyka:
The Rasmus feat. Anette Olzon - October And April
Hey - Kto tam? Kto jest w środku?