Lubię poczucie zupełnej beztroski. Niby wiem, że czeka na mnie góra sprawdzianów. Zdaję sobie cholerną sprawę, że powinnam się uczyć, do diabła. Za pięknie jest za oknem. Co prawda, siedzę w domu cały czas, ale nie ważne. Słucham mojej ulubionej muzyki, wcinam kanapki z kremem łososiowym i kluski na mleku, czytam książkę, która porwała mnie jak żadna inna od dawna - "Wróg" C. Higsona. Polecam, jeśli ktoś lubi krwawe i dość obrzydliwe opowieści. Nie zdradzę o czym, ot co! Sami poczytajcie. Zaraz idę pograć w kosza, pewnie spędzę nockę z Wrogiem, żeby go dzisiaj skończyć a jutro z relaksem płynącym w żyłach zabrać się za genetykę i II wojnę światową, hola. Jest mi lekko, czuję się dobrze i mam wrażenie, że w końcu zaczyna się układać.
Nie chce mi się myśleć o ludzkiej głupocie, Śledzik milczy, siedzę w domu, daleko od ludzi. Muszę się odprężyć, odpocząć. Tak, muszę wrzucić na luz. Zająć się swoim życiem a nie życiem tych baranów dookoła mnie.
Pozdrawiam, kleo.
MUZYKA:
Hey - kto tam
*serduszka*