środa, 5 maja 2010

# 84, zwykły dzień.

Lubię poczucie zupełnej beztroski. Niby wiem, że czeka na mnie góra sprawdzianów. Zdaję sobie cholerną sprawę, że powinnam się uczyć, do diabła. Za pięknie jest za oknem. Co prawda, siedzę w domu cały czas, ale nie ważne. Słucham mojej ulubionej muzyki, wcinam kanapki z kremem łososiowym i kluski na mleku, czytam książkę, która porwała mnie jak żadna inna od dawna - "Wróg" C. Higsona. Polecam, jeśli ktoś lubi krwawe i dość obrzydliwe opowieści. Nie zdradzę o czym, ot co! Sami poczytajcie. Zaraz idę pograć w kosza, pewnie spędzę nockę z Wrogiem, żeby go dzisiaj skończyć a jutro z relaksem płynącym w żyłach zabrać się za genetykę i II wojnę światową, hola. Jest mi lekko, czuję się dobrze i mam wrażenie, że w końcu zaczyna się układać.
Nie chce mi się myśleć o ludzkiej głupocie, Śledzik milczy, siedzę w domu, daleko od ludzi. Muszę się odprężyć, odpocząć. Tak, muszę wrzucić na luz. Zająć się swoim życiem a nie życiem tych baranów dookoła mnie.

Pozdrawiam, kleo.

MUZYKA:
Hey - kto tam
*serduszka*