piątek, 19 listopada 2010

# 221, need some rest

Spędzanie czasu w domu mogłoby się wydawać nudne, przesiąknięte prozą codzienności, która sama w sobie potrafi wprawić człowieka w stan zawieszenia umysłu między ciszą a łomotem, hibernację zimową lub inny stan lub długotrwały proces, który charakteryzuje się spadkiem aktywności fal mózgowych. Zupełnie inaczej ma się rzecz, kiedy jest to czas, kiedy powinniśmy siedzieć w szkole i zakuwać. Wtedy kanapa jest zylion razy wygodniejsza, koc cieplejszy i nie irytuje (aż tak jak w szkole) katar i łupek-gupek w głowie. 
Taki tydzień to jest dopiero życie, huh. Frustrujący jest fakt, iż mimo spania do prawie-południa i wylegiwania się pod kocem, jestem zmęczona niemal bardziej niż przy tzw. normalnym trybie życia. 
Poza tym, mój mózg się wyłącza, odzwyczaja od myślenia. Dziś, pisząc rozprawkę typu za i przeciw na angielski plus, spędziłam 38 i pół minuty na wymyślaniu sensownego wstępu. Koniec końców, praca ma ręce, nogi i wątrobę a nawet odpowiednią ilość słów i argumentów, co jest jakimś niecodziennym cudem. 
Swoją drogą, cuda mogą być codzienne? Myślę, że nie. Wtedy ludzie by ich nie zauważali. Pff, cuda nie muszą być codzienne, aby ludzie ich nie dostrzegali. Za dobrze mamy, ludziska. 
Stwierdziłam, że nie chcę narobić sobie wstydu. Mam mega plan uczenia się na maturę, która podobno ma mieć miejsce za kilka dni. Szkoda, że na planach najczęściej się kończy. Taaak, to będzie mega porażka.

Dinka.