poniedziałek, 29 listopada 2010

# 228, poniedziałek

Całkiem, całkiem zacny. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie zaspała do szkoły. Cóż, cuda się jednak zdarzają - z dziewięciu lekcji zrobiło się siedem. To zdecydowanie nastraja pozytywnie, zwłaszcza że to jeden z tych poniedziałków, kiedy OH NO IT'S MONDAY nabiera szczególnego znaczenia. Kolejny plusik - nie było mnie na matmie! *hurra* Kolejny - ominęło mnie nieprzygotowanie na polskim (nieprzygotowana z czystego lenistwa i mało dobrego humoru), co jest wprost plusikiem liczonym podwójnie, bo lufa wpadłaby do dziennika. Niby po wywiadówce, ale wolałabym nie dostawać jedynek z polaka. Co jeszcze? W sumie, to nie wiem. Nadrabiam zaległości towarzyskie, czy jakkolwiek to nazwać. Mam wrażenie, że powoli wychodzę z fazy "zombie", aczkolwiek to tylko głupia myśl, która gdzieś mi się tam zapodziała przez ćwierć sekundki i zwiała. I znów jestem zombie. Buu.
No i tym sposobem kończy się poniedziałek. Jutro wtorek. Zimny wtorek, który spędzę w... domu! TAK JEST *serduszka, cool i w ogóle macarena* Moja ukochana klasa jedzie "na foczki" (jak to brzmi xD), a ja muszę zostać w domu (o jej, jak mi przykro xD). Przynajmniej będzie czas na doczytanie Przedwiośnia (totalna zbrodnia, że jeszcze tego nie zrobiłam!) Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zapomniałam, o czym do tej pory czytałam *facepalm*. No i to, że widzę Damięckiego, którego nie chcę widzieć (fuu). 
Czuję, że to będzie dobry dzień. Jak to było... co z oczu, to z serca, czy jakoś tak :)
+ Hej ho, chyba zaczynam prawko - ale będzie śmiesznie, haha.

Dinka.