piątek, 19 listopada 2010

# 222, Dirty Dancing - znów o filmie?!

Jak jest o czym pisać to o filmie też można. Taaak, jest o czym, zdecydowanie. Właśnie skończyłam z ogólnym odczuciem "the best movie I have EVER seen", bez krzty przesadyzmu. Skończył się za szybko, czuję niedosyt! Jak tak dalej pójdzie, obejrzę go jeszcze raz. A później jeszcze jeden i jeszcze i jeszcze. Zachwycił mnie. Niby taka zwyczajna historyjka. Chłopak (Słejzi, kocham Cię!), dziewczyna, taniec, miłość. Trylion filmów o tym powstało. Step up, nie-Step up. Wiecie, co? Po obejrzeniu Dirty Dancing mam wrażenie, że wszystkie wyżej wymienione to jakiś szmelc. Powaga! Że o tej FANTASTYCZNEJ scenie finałowej nie wspomnę, bo ona najzwyczajniej nie wymaga komentowania - jest po prostu och i ach. Ten soundtrack, mrau. Okej, rozpływam się, totalnie się rozpływam. Mam czerwone policzki i OJ, chcę jeszcze raz! Też chciałabym kiedyś tak zatańczyć. Patrząc na nich, zazdrościłam im każdą komórką, tkanką, wszystkim. Ten taniec znajduje się w ścisłej dziesiątce najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałam. 
Nauczę się tak tańczyć! Jeszcze nie wiem, jak, ale przysięgam, że tak! Płynąć, płynąć! 

#1

link, bo nie można umieścić, niestety *beksa* 

#2
#3



Dina.