wtorek, 22 lutego 2011

# 245, tylko, a może jednak aż?

Muszę Wam powiedzieć, że warto zapamiętać dzisiejszą datę - znów doznałam niemal House'owego olśnienia, natchnienia czy czegoś na ten wzór. To znaczy, Wy nie musicie zapamiętywać. Jedynie dla mnie ta data jest dość szczególna, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam w środku, że wiem, co chcę powiedzieć. Swoją drogą, ostatnio wszystkie moje płytkie wywody egzystencjalne są tak pozbawione rąk, nóg czy czegokolwiek (każda moja wypowiedź z resztą - pozdrowionka dla pana Nietopka i mojego "or sth").
Co mnie natchnęło? Nie, nie cudowne oczy M.E. Aczkolwiek cudowny kosmita jest w sprawę zamieszany. Wiecie, w Roswell święta mieli. Pewna osoba z pewnych przyczyn zaczęła pomagać ludziom "nie będąc Bogiem". Zaczęłam rozkminiać niektóre kwestie. 
Kilka spraw zapisano nam gdzieś tam. Bliżej nieokreślone miejsce, bliżej nieokreślony byt, który coś pomyślał. No tak, tylko że skoro to wszystko z góry jest ukartowane, to winę za nasze klęski i niepowodzenia można by zwalić konsekwentnie i bez większych zahamowań na kogoś tam wyższego w hierarchii. Spoko, jeszcze tylko kilka zasadniczych pytań. Ty żyjesz tym życiem czy scenarzysta? Ty podejmujesz decyzje czy ktoś z góry Ci je narzuca? Z serii "kilka debilnych przemyśleń filobylejakich": żyj. To po pierwsze. Ale żyj w taki sposób, abyś nie unieszczęśliwiał wszystkich dookoła i czuł się w tym. Bo, powiedzmy sobie szczerze, jak długo może wytrzymać człowiek, nie tracąc zdrowych zmysłów w czymś, czego nie cierpi i w czym się źle czuje? Jesteśmy ludźmi - bardziej lub mniej. Aż czy tylko? To zależy od tego, jak żyjesz. Ja w ludzi wierzę. Szkoda, że ludzie nie wierzą w siebie i sobie wzajemnie.

Dina.