poniedziałek, 28 lutego 2011

# 249, szkolne ględzenie

Przyszłam do szkolnej biblioteki w celu uczenia się historii. Moje cele są bezcelowe, istotnie.
Odkryłam kilka życiowych prawd. Nie podzielę się nimi z wami, ponieważ a) muszę je przetrawić, przyswoić i dać im dotrzeć do najciemniejszych zakamarków mojego umysłu, b) uważam, że każdy z nas, głupich ludzi, musi dojść do tego sam, na podstawie własnych doświadczeń - z pomocą poznanych ludzi, sytuacji, które mają miejsce lub takich, które miejsca nie mają. Poza tym, ostrzeganie i ględzenie jest nudne, dodatkowo zupełnie jak rzucanie grochem o ścianę. Każdy z nas jest mądry we własnym zakresie i i tak zrobi po swojemu.
Nie spanie pół nocy, męczenie Bogu ducha winnej Martysi, pierrrdylion smsów i hektolitry herbaty owocuje bólem głowy oraz przeżałosnym przysypianiem na matmie. Na szczęście, do tablicy poszłam do najbardziej banalnego zadania w historii świata, ufff. O dziwo, nie ucząc się na sprawdzian z matmy (co nie jest moim najchwalebniejszym wyczynem, niestety) zgodnie z powiedzeniem "głupi ma zawsze szczęście", udało mi się rozwiązać sporą liczbę zadań. Poczułam się dobra. Kocham mojego głupiego farta. Mój antytalent do przedmiotów ścisłych uciekł i błysnęłam inteligencją liczbową - jestem święcie przekonana, że coś takiego istotnie istnieje i siedzi gdzieś tam (skrzętnie ukryte, co prawda -.-) w mojej niepoukładanej głowie i tylko czeka, aż wezmę ją w obroty i oszlifuję na błyszczące cacko. Niestety, zupełnie niezamierzenie, zajmuję moje myśli ostatnio myśleniem o wszystkim innym, co nie jest moją przeklętą maturą. Czuję w kościach, że kiepsko skończę. Przypuszczam wręcz, że potwornie kiepsko.
ALE nie nastrajając się zbyt negatywnie w ten piękny i słoneczny ostatni dzień zimnego lutego, uśmiecham się promiennie i idę do przodu, w kierunku sklepu odzieżowego z płomykiem nadziei, że choć tutaj znajdę coś konkretnego. O ironio, moja nadzieja i wiara we wszystko, co się rusza doprowadzi mnie kiedyś do totalnej ruiny emocjonalnej. Z nerwów i stresu zacznę się jąkać i dopiero będzie wesoło. Na szczęście, poznałam kilka zabawnych metod na walczenie z jąkaniem (ciekawskim polecam obejrzenie "Jak zostać królem" - huraaaa 4 Oskary!). Myślę więc, że i z tym problemem bym sobie jakoś poradziła. W końcu, nie byle jaki mięczak ze mnie, a twardziel z krwi i kości. OT CO! Bywajcie, słodcy moi. Pamiętajcie - życie jest cudowne. W rzeczy samej!

Dina.

MUZIK:
Hugh Grant & Drew Barrymore - Way Back Into Love
szałowa piosenka z filmu: Music and Lyrics