piątek, 25 lutego 2011

# 247, dość bełkotu

Serwus, 
tak poza tym, dokonałam cudu i przekopałam się przez tonę papierów, świstków i kurzu, który zamieszkał ze mną w pokoju. Kochane roztocza i kurzowe kociaki musiały się wyprowadzić. Byłam totalnie bezlitosną zdzirą, kiedy machałam szmatą,  miotłą i odkurzaczem wszędzie, gdzie tylko sięgnęłam. Efekt - dobre 6 kg śmieci mniej (nie liczyłam, tak na oko). Jestem z siebie taka dumna. Motywacja była silna to i działanie ogarnięte jak należy. Dlaczegóż to całe zamieszanie? Ponieważ zdecydowanie za ciasno mi się zrobiło, a ja należę do ludzi, którzy bardzo cenią sobie osobistą przestrzeń życiową za jej cudowność i za to, że jest TYLKO moja, osobista i całkowicie i totalnie prywatna. Wiecie, co w niej lubię? To, że mogę sama wybrać kogo do niej wpuszczę, kogo wygonię, kogo zatrzymam. Niestety, nie dotyczy to zarazków, które sprawiły, że kicham i mam dreszcze. Pseudo-ideowe gadki doprowadzają mnie do szału. Chciałabym, żeby niektórzy dali sobie spokój, bo nic niczego nie wnosi, a ja tylko psuję sobie krew. Mam dość. Serdecznie dość idiotycznego chrzanienia, pieprzenia trzy po trzy i przekrzykiwania się kto ma bardziej rację nad moją biedną głową.  O dziwo, dziś dowiedziałam się, że po moim skrzywieniu kręgosłupa nie ma najmniejszego śladu i że w ogóle jestem okazem zdrowia i szafa gra. Całkiem to fajne, dowiedzieć się, że coś jest jak należy. W sumie, coraz więcej rzeczy można oznaczyć jako "ogarnięte", "załatwione", "odhaczone". Zabrałam się za moje super życie, żeby było mi w nim jeszcze fajniej. Olewam wszystko, co się da. Mam na myśli oczywiście te nieprzyjemne aspekty ponurej ludzkiej egzystencji. Chyba nie tak najgorzej mi idzie, choć myślę, że do ideału działania jeszcze daleka droga. Grunt to torować sobie przejście i przeć, przeć do przodu! Taaak, moje największe olśnienie, oświecenie czy coś tam. Coś w stylu: "Debilu, na co ci to? Przeszłość już masz, nikt ci jej nie zabierze, było fajnie. Ale to już było, znasz to. A przyszłość jest pełna przystojnych niespodzianek". 
Czasami mam ochotę porównać moje życie do kibla. Tak, moje życie jest jak kibel. Zasrane i zapchane. I co wam do tego? Wiecie, jak do kibla się wrzuci za dużo papieru to ten papier puchnie, robi się go pełno i kibel się zapycha. Wtedy im więcej wody się dolewa, pociągając za spłuczkę, tym więcej tego całego gówna tam pływa (o sziuu, nawet pasuje gówno w kontekście, hahaha). Każdy może sobie popatrzeć jakie bagno się zrobiło z tego wszystkiego. SKANDAL SKANDAL, kibel Diny się zapchał! I dopóki woda nie spłynie, każdy może robić sensację z nieswojej kupy. I wiecie, co jeszcze? Wolałabym, żeby moje życie było kiblem. W sumie kibel jest mało poruszający i choć w coś ludzie nie wpychaliby swojego nosa. Śmierdzi, mało atrakcyjne ogółem. Ludzie, to moje gówno, że tak powiem. Nie wiem, jak wy, ale ja cenię sobie prywatność i zdecydowanie WC jest miejscem w 987654567897654% prywatnym i nie potrzebuję tam towarzystwa nieproszonych osób trzecich, które na podstawie tego, co widzą (a nie wiedzą) układają sobie takie historie, że głowa mi pęka. Oszczędźcie. I tak nic nie wiecie.  

Dina.