sobota, 23 kwietnia 2011

# 269, P.

Doskonałe palce miażdżą sytuacje. Po co miażdżą? Na co? Na beznadziejną pustkę i garstkę wspaniałych wspomnień. Dlaczego tylko tyle pozostaje po człowieku? Kupka myśli, brzmienie głosu gdzieś w zakamarkach serca, nic więcej. Niczego więcej już nie będzie. Było komuś źle w tym, co miało swoją cząstkę w istnieniu jakieś dziesięć miesięcy temu? Doskonałe palce tworzą nowe, nieznane horyzonty. Całkiem inne dźwięki, urywane melodie. Wydaje się, że stoimy nad przepaścią. Tylko krok wstecz daje poczucie bezpieczeństwa – znam Cię, moja przeszłości. Nienawidzę Cię za to, że tak po prostu odeszłaś i zabrałaś ludzkie istnienie. Uważasz, że to było sprawiedliwe? Nieznane obrazy, niewyraźni ludzie, którzy przeplatają się z mijającymi sekundami. Wypadają kolejne włosy, kolejna porcja kawy bez cukru i nic już nie jest takie, jakim było. Cholernie smutne.
Nie wiem, czy to byłeś Ty. Rozmawiałam z wytworem mojej wyobraźni. Tak wiele Ci powiedziałam, tak wiele radości widziałam w   t y c h  szalenie roześmianych oczach. Od razu poznałam Cię, mimo że szedłeś odwrócony do nas plecami. Wszędzie bym Cię rozpoznała. Słyszałam Cię, czułam, miałam obok siebie przez ten urywek wieczności. Dobrze było Cię znów zobaczyć. Brakowało mi Ciebie przez ten czas, kiedy na chwilę Cię nie było.
Nie wiem, co robiłeś w moim śnie. Nie wiem, dokąd zmierzałeś. Nie wiem, skąd przybyłeś. Nie wiem, dlatego opowiadałeś mi te wszystkie piękne rzeczy i dlaczego znów obezwładniłeś mój rozum tym paraliżującym uczuciem uroczego zaniepokojenia i poplątania z zaplątaniem. Nie wiem, kiedy znów Cię zobaczę. Nie wiem, czy to było zaproszenie. Wyśnię Cię jeszcze raz, mam Ci tak wiele do opowiedzenia. Znów chcę zobaczyć, o czym myślisz. Znów chcę móc klasnąć byś się pojawił.
Zawsze przypominasz mi, że pamiętasz. My też pamiętamy. Przyjdź, mam Ci coś ważnego do przekazania.
Niezdarnie Cię szukam w ciemności. Próbuję odgadnąć drogę, którą można do Ciebie dotrzeć. To było niemądre urojenie albo najpiękniejsza wizja w moim życiu, Patryku.


Dina.