wtorek, 8 marca 2011

# 256, zaskoczysko

Jedynym niemiłym aspektem tego dnia było to, że przy wysiadaniu z autobusu złamałam sobie paznokieć. Cała reszta cudownego, ósmego dnia marca była naprawdę całkiem przyzwoita. Można powiedzieć nawet, że świetna, ale jak tak dalej pójdzie, to zabraknie mi skali w określaniu fajności dnia. Przeżyłam kilka miłych zaskoczeń. Liczyłam też na cudowny los i łaskę szczęścia i jakąś dodatkową piąteczkę w dzienniku z racji mojej niezaprzeczalnej kobiecej natury i stanu dzisiejszego, jakże niesamowitego dnia. Niestety, przeliczyłam się i w dzienniku zastałam tylko wpis sprawdzianu z brył na przyszły poniedziałek. Czuję, że to będzie moja matematyczna kompromitacja. Nie cierpię brył. Koszmar na resorach.
Dzisiejsze spotkanie w Alladynie bardzo dobrze wpłynęło na moje i tak fantastyczne samopoczucie. Poczułam przypływ radości, zapewne z powodu nagazowanej krwi, haha. Cały dzień podśpiewuję pod nosem "piwo, lubię piwo", swoją drogą. Tak, lubię lubię lubię. Nie tylko piwo, hahaha.
Dwie piękne, czerwone różyczki dołączyły do tej studniówkowej. Martynowej babci pączki były palce lizać. Wszystko jest ostatnio jakieś lepsze. Progres, yeah. Czuję, że trzymam życie w garści. Jaka to cudowna świadomość.
To był zdecydowanie mój dzień. Dobry dzień. Oby więcej takich dni. Takich uśmiechniętych, błogich, chillowych, naprawdę udanych.  

Dina.