wtorek, 6 kwietnia 2010

# 73, co ze mnie za matka?!

Piękna pogoda, ptaszki ćwierkają, słonko świeci aż miło a ja siedzę i nie mogę zabrać się do odrobienia lekcji przed jutrzejszym powrotem do szkoły. Och, jak przerwa świąteczna może rozleniwić, zdemotywować, rozbudzić dzikie instynkty, które szepczą: Wracaj do dżungli, z którejś przybył i zostań tam, bo jak nie, to polonista zje cię na śniadanie. O tak, chyba wolę zostać pożarta przez jakiegoś dzikiego zwierza, który po prostu by mnie połknął, strawił, o tym co dalej nie będę pisać, bo dopiero zjadłam śniadanie. Obym mu stanęła w gardle! Uważaj bestio - jestem łykowata i mam gorzko-kwaśne palce. Skąd to wiem? Sama nie wiem. Zgubiłam wątek... A, już pamiętam. Wolałabym, żeby jakieś monstrum z puszczy albo pustyni mnie zjadło na śniadanie niż żeby zrobiła to moja polonistka. Ona na pewno będzie zadawać pytania z Lalki i za każdą złą odpowiedź będzie wyrywać jeden paznokieć aż w końcu połknie, strawi i każdy wie, co byłoby dalej. Ach, ja tu gadu gadu a tam temat czeka!
Ostatnio, kiedy gadałam z Mańkiem i Gustawem aka Gutek (moje rybeńki - przyp.red), bardzo skarżyły się na mnie. Burzyły się, że jeść nie dostają, że w bagnie pływają (wcale nie!), że jestem zła i niedobra i że nic a nic się nimi nie interesuje. Wyolbrzymiają, oczywiście, jak to welonki mają w zwyczaju. Ja się staram. Może czasem mi nie wychodzi, ale naprawdę - prawie wyłażę ze skóry! Przyznaję się, czasem zapomnę wsypać karmy albo przez miesiąc pływają w szambie, ale ostatnio wymieniłam te ścieki i dałam im jeść. Niestety, posiadacze skrzeli nadal pływają jak obłąkane, nie mogąc znaleźć swojego miejsca w akwarium. 
Te narzekania moich złotek skłoniły mnie do refleksji. Jestem nieodpowiedzialnym bałaganiarzem, mam pamięć dziurawą jak ser szwajcarski - luki wielkości krateru  i inne cuda niepojęte. Objawia się to tym, że zapominam o tym, że muszę nakarmić moje piranie albo że miałam przynieść notatki obywatelowi X. Nie umiem gotować (no, może budyń, ale to się nie liczy), nie umiem włączyć pralki, nie umiem zadbać o siebie a co dopiero o cały dom, rodzinę. Do tego jestem telemaniakiem, pożeraczem książek, molem internetowym, czyli zero czasu na cokolwiek. Cholibka. Jaka ze mnie będzie matka za 10 lat?! 
Zagłodzę dzieciaka na śmierć, będzie pływał w swoich odchodach, nie będzie miał ubranek, bo wszystkie będą ufajdane a ja będę siedzieć w kącie i wyć głośniej niż on, bo nie będę umiała sobie poradzić. Potomkowie moi, strzeżcie się mnie. Jestem waszą pewną śmiercią i po moim odejściu w krainę jednorożców, czeka mnie wieczne zapomnienie, bo moje bobaski nie przeżyją nawet miesiąca o ile nie nauczę się gotować, prać i pamiętać o tym,  że dzieciątko trzeba karmić i chodzić z nim na szczepienia. Moje różowiutkie, kochane bobaski, wybaczcie!
Tylko spokojnie. Wyluzuj, babo. Masz jeszcze dekadę, żeby się tego nauczyć. Gotowanie nie może być aż takie trudne, pralka nie ma zębów, więc nie odgryzie ręki. Może jakiś dobry człowiek kupi kalendarz kieszonkowy, w którym zapiszesz sobie, kiedy dać butelkę a kiedy na bilans do lekarza. Umiesz już prasować, umiesz szyć (kiepsko, ale radzę sobie!). Dasz radę. Tylko nie panikuj. Tak, panika nie jest wskazana.
Ołki dołki. Tymczasem lecę na Charmed, bo wczoraj przegapiłam.

Pozdrawiam, kleo.

+ muzyka:
saluminesia - dzwonek