niedziela, 25 kwietnia 2010

# 81, "Równe szanse"

Felicja wychyliła głowę zza kurtyny. Zobaczyła około dwustu osób usadzonych ciasno na krzesełkach. Nie przypuszczała, że ta sala pomieści taką grupę ludzi. Schowała się za zasłonę i nerwowo obróciła kartkę w dłoniach. Jeszcze raz przeczytała tekst, słowo po słowie. Nie chciała zaliczyć wtopy przed tymi wszystkimi ludźmi, którzy przyszli tu coś pokazać. Na scenie ze stresem zmagała się właśnie grupa tancerek z ostatniej klasy. Przygotowania do występu były naprawdę wyczerpujące i bardzo czasochłonne. Jedna z dziewcząt podczas treningu skręciła kostkę. Mimo, że w osłabionym składzie, dziewczyny pokazały, co potrafią.
Felicja wyglądając dyskretnie zza kulis obserwowała trzecioklasistki. Tak zazdrościła im tego, że każdym im klaszcze i posyła do nich uśmiechy. Zazdrościła im tego, jakie są.
- Dziękujemy dziewczynom za perfekcyjnie przygotowany występ. - zagrzmiał głos prowadzącego - teraz poproszę na środek Felicję Jabłońską, uczestniczkę w kategorii Twórczość literacka.Zza kurtyny wyłoniły się przednie koła wózka inwalidzkiego. Wszyscy zebrani uważnie zaczęli przyglądać się temu, co działo się na scenie. Jakaś dziewczyna z pierwszego rzędu podeszła do przodu i podprowadziła wózek do statywu. Przed odejściem podała dziewczynie mikrofon.
Na sali panowała grobowa cisza. Wszystkie oczy były wlepione w płomiennie rude włosy Felicji, zabawnie przekrzywione na nosie okulary i bezwładne nogi oparte na podnóżkach wózka. Nerwowo gniotła w rękach kartkę.
- Felicjo, prosimy. - zabrzmiał kojący, miękki głos jednego z sędziów.
Dziewczyna odgarnęła kosmyk włosów, który opadł jej na czoło i założyła go za ucho. Jej blade policzki zapłonęły a w oczach stanęły słone krople.

spotkałam go dziś rano, na ulicy
stary, zgorzkniały stwór
był ubrany w szarą bluzę codzienności i rutyny
pod spodem koszula - samotność
spodnie - żal i rozpacz
buty - łzy
na głowie miało kapelusz - miłość

minęliśmy się obojętnie
jego niekochana twarz
tylko błysnęła mi przed oczami

moja ręka powędrowała do kieszeni
cierpienie zostawiło wizytówkę

W jednej chwili zrobiło się zupełnie cicho. Felicji przebiegło przez myśl, że gdyby na sali był jakiś komar, to jego bzyczenie byłoby w tym momencie głośniejsze niż brzmienie koncertu rockowego, o  którym zawsze marzyła. Jednak wózek. Wózek zawsze był przeszkodą.
Bała się podnieść wzrok. Bała się reakcji tych wszystkich ludzi, którzy gapili się na jej chude, blade łydki wystające spod spódnicy. To była jej ulubiona spódnica. Założyła ją, bo to był wyjątkowy dzień, w którym chciała wyglądać zupełnie wyjątkowo. Wszyscy ludzie, który zebrali się na sali gimnastycznej tego dnia nie mieli odwagi się odezwać. Felicja podniosła oczy - powoli, nieśmiało. Nagle ktoś wstał. Przez salę przebiegł cichy pomruk. Ten chłopak zaczął klaskać. Po chwili stali już wszyscy. Głośno klaskali i wykrzykiwali jej imię. To był najpiękniejszy dzień jej życia. 



Równe szanse.


Mam do tego śmiecia sentyment. Podzielę się nim.
Pozdrawiam ciepło, kleo.


+ Chyba właśnie złamałam palec u stopy, pozdrowionka. Jestem super-master.