sobota, 26 grudnia 2009

# 15, czyli rodzinne święta

Rodzinne święta - zjedzie się cała rodzina, będziemy gadać i będzie fajnie. Tak, było super. Do babci przyjechał tylko jeden synek z rodzinką (czyli my), zrzędzenie i gadanie o chorobach i Kościółku (Ave Rydzyk!). Ahh, rodzinne święta.

I to z jaką rodzinką!

Chyba mam w życiu potwornego pecha. Świetnie potwierdza się stwierdzenie, że z rodziną to dobrze tylko na zdjęciach się wychodzi. To dość okrutne, że babcia, z którą nie widziałam się ze trzy miesiące wita mnie słowami " cześć, grubasku", ubolewa, że moja miłość kwitnie i życzy mi szczęścia w życiu "naukowym" - w żadnym innym, bo przecież jestem młoda i nie czas na miłość i przyjaciół i bawienie się życiem, tylko trzeba się uczyć, uczyć! To dość okrutne, że widziałam moją chrzestną trzy razy w życiu: na chrzcie, na komunii i kiedy przyjechała, bo jej plomba wypadła, a na Fundusz za długie kolejki. To przykre, że ciocia, która nie została na tą najważniejszą ciocią pamięta o każdych urodzinkach, imieninkach, świętach i wszystkim innym, a ta, która została wybrana przez rodziców ma mnie w nosie i pewnie nie pamięta nawet o moim istnieniu. 
Tu nie chodzi o to, żeby obsypywać prezentami, dzwonić dzień w dzień, okazywać miłość, bo w końcu jej córką nie jestem. Ale do jasnej anielki, ja tu jestem! Mam się świetnie i nie śpieszy mi się umierać, więc proszę o mnie nie zapominać. Tu chodzi o pamięć, chyba każdemu to się należy. 
Zawsze wydawało mi się, że rodzina to taka wspólnota, która się kocha, spotyka się ze sobą, czy choćby jakikolwiek kontakt utrzymuje. Taka, która pamięta o każdym członku i nie spotyka się tylko na weselach i pogrzebach. Przez ten zakręcony świat chyba i znaczenie słowa "rodzina" zmniejszyło zakres swojego znaczenia i ogranicza się do mamusi, tatusia i dzieci (w Chinach wręcz ilość dzieci jest ograniczona. To prawie jak ograniczona ilość iPodów na przecenie). Kiedyś to była rodzina - babci, prababci, dziadków, pradziadków, stryjów i stryjenek, kuzynów pod sufit - cała rzesza ludzi. Mój świat się załamał. Chyba żyję w innej czasoprzestrzeni.

Pozdrawiam, Kleo.