czwartek, 24 grudnia 2009

# 10, czyli o świątecznym żołądku

Rodzinne święta. Daddy pochrapuje na kanapie, Mammy ogląda coś w TV, Braciszek przed komputerem, ja przed komputerem, Najmłodsza śpi. Rodzinne święta.

Nie no, nie będę narzekać. Były życzenia, opłatek, kolacja (cholera, mak w zębach!), prezenty, kolędy i pogaduszki. Po czym wszyscy ułożyli się do błogiego, zimowego snu. No tak, pełne brzuszki to można spać, nie? To też jest forma rodzinnego spędzania świąt.

Tak w ogóle to zastanawiam się, jak święta to robią, że człowiek może w siebie tyle jedzenia wcisnąć. Coś niesamowitego. Jakby żołądek przekraczał prawa fizyki i chemii i wszystkich innych głupich i niezrozumiałych rzeczy i rozciągał się do rozmiarów bezdennego worka na prezenty Świętego Mikołaja. Człowiek szykując potrawy wszystkiego smakuje, żeby sprawdzić czy to ten smak. Później na Wigilii je wszystkiego po trochu i je i je i je. A później dostaje kupę prezentów, w tym również słodycze. I znów je. I jeszcze później dojada. I.. i... i... Je!

Ciekawe, czy jest jakaś granica pojemności świątecznego żołądka? Naprawdę mnie to intryguje.

Tak, wiem. Ilość postów na blogu wskazuje, że bardzo rodzinnie spędzam te święta. Nie oceniajcie mnie po tym, proszę. Chyba jednak wolę pisać głupie notki niż słuchać cichego pochrapywania i oglądać TV, w której ostatnio kompletnie nic nie ma.


Pozdrawiam, Kleo.