wtorek, 29 grudnia 2009

# 18, czyli czysta prawda o książkach

W jaki niesamowity sposób książka przenosi człowieka w całkiem nieznany, kuszący świat! Ileż kartki potrafią wywołać w człowieku emocji! Strach, podniecenie, nadzieja, smutek, radość (czasem nawet platoniczna miłość lub zauroczenie przystojnym bohaterem), które objawiają się z płaczu, śmiechu czy zgrzytaniu zębów. To niesamowite, że kiedy tylko historia nas porwie, nie możemy się oprzeć i czytamy, czytamy. No, nie wiem jak wy, ale ja tak mam. Doskonałym na to przykładem, że w trzy dni (?!) pochłonęłam dwie nie takie cieniutkie książki (zakładając, że musiałam też trochę spać i że przez te trzy dni dość często nie było mnie w domu to niezły wynik). Nie są to może knigi takie wypasione jak Harry Potter czy inne sagi, jednak nie liczy się ilość a jakość (nie ubliżając tu HP, aczkolwiek ze smutkiem muszę przyznać, że Insygnia leżą nieruszone chyba rok). Jak na prawdziwą dziewczynę przystało, moje serce zdobyła seria "Zwiadowcy" Johna Flanagana. Książki o honorze, odwadze i poświęceniu a także prawdziwej przyjaźni między mistrzem i jego uczniem. Ogółem mówiąc, autor w swoich książkach to, co w nich najbardziej cenię. Przygody, których w obecnych czasach raczej już nie przeżyję, bo po ulicach nie biegają ludzie na koniach ubrani w maskujące płaszcze i z łukami przy boku. Jakże to nierealnie brzmi. A w książkach jest możliwe. No i humor nauczyciela, jego mistrzostwo w ironii i sarkazmie i... ahhhh. No i jego przystojny, szesnastoletni uczeń, jakby nie było. Ubolewam, że w kolejnych częściach stanie się pełnoprawnym zwiadowcą, czyli dorosłym. Straci to, co mnie w nim najbardziej kręci. Czy ja to powiedziałam na głos?!
Odchodzę od "Zwiadowców", których serdecznie polecam wszystkim poszukiwaczom przygód i zmierzę spokojnym krokiem do książek. Niewątpliwie, te z pozoru martwe zbiory stron i literek są wiernymi przyjaciółmi. Nie ulega też wątpliwości, że jednymi z najlepszych, jakich mam. Czytanie jest dla mnie wymarzoną formą rozrywki. Tak, żeby dobrze spędzić czas, ale się przy tym nie zmęczyć. A do tego, każda książka niesie inną historię (która pokazuje życie coraz to nowych ludzi czy też innych stworów - dlatego z pozorów tylko martwa. chyba się zagmatwałam. przekombinowałam. ehh.) i pozwala się zapomnieć i choć przez chwilę nie myśleć o nudnej codzienności. Taka miła odskocznia, jeśli oczywiście ktoś lubi czytać. Ja należę do typu ludzi, który nudzi się, kiedy skończy czytać jedną książkę i zaraz ma ochotę sięgać po kolejną. Pół biedy, kiedy książka nie ma kontynuacji. Gorzej, kiedy ta jest i jest dostępna w księgarniach. Obawiam się, że z czasem doprowadzi mnie to do bankructwa. Tak czy inaczej, książka jest wyśmienitym sposobem na długie, wiejące nudą i samotnością zimowe wieczory, kiedy w telewizji nie ma nic ciekawego, a wszystkie profile na NK i FBL zostaną przejrzane. No i zdecydowanie ciekawszy sposób na spędzenie takiego dłużącego się niesamowicie wieczoru. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Dziś bez narzekania na beznadziejny świat i głupich ludzi, którzy zamiast od małpy do człowieka, zmierzają w przeciwnym kierunku, stając się drapieżnym małpiszonem. W końcu ileż można narzekać i wyżywać się na biednych, człekokształtnych istotach. Jeszcze ktoś pomyśli, że maruda ze mnie. I co ja wtedy zrobię? Nic. Otóż to.

Pozdrawiam, Kleo.

+
U2 & Mary J. Blige - One