poniedziałek, 14 czerwca 2010

# 130, nijak.


Zasłuchuję się w nagraniu, które znajduje się pod poprzednią notką (dla ciekawskich). Kocham je nad życie. Jest tak cudowne, że o JA NIE MOGĘ i mam wrażenie, że będzie mi się kojarzyło z jedną osobą.
Uporałam się z odprawą on-line, która jednak nie była tak straszna, jak wydawało mi się, że będzie.
Śliweczki suszone poprawiają mi dziś humor. Są o wiele smaczniejsze niż jakieś ziołowe Scheiße, które niby ma uregulować przemianę materii. Obleśne, FUUUU. Prędzej zwymiotuję niż przełknę te ścieki.
Okej, przełknęłam jednak. Idę, bo w końcu muszę zacząć uczyć się sentencji, do których zabieram się od X czasu. Och, ja bardzo mi się nie chce.
Chyba udziela mi się humor niedzielnego wieczoru. Damn.