środa, 30 czerwca 2010

# 139, Anglia

Lot samolotem był totalnym odlotem (oł yeah, ależ mi nowina, haha). Trochę mnie uszy bolały (nawet trochę bardzo, ale chrzanić to), ale i tak było bombastycznie i nie do opisania. Patrzenie na chmury z góry, spoglądanie przez okno na ziemię znajdującą się X kilometrów pode mną było czymś, co wykroczyło poza granice mojej wyobraźni. Siedziałam obok bardzo miłego i nawet przystojnego pana (w przeciwieństwie do Angoli, ale o tym później). Pan wygląd miał taki jakby żydowski (tak mi się skojarzyło), był bardzo małomówny, ale pomocny przy rozkminianiu jak zapiąć pasy (wsiun taki jak ja nie umie zapiąć pasów -.-) oO. Był też bardzo wyrozumiały, kiedy wymachiwałam mu aparatem przed oczami, jak jakaś nawiedzona.



Kiedy jechałam do domu mojego wujka, w  radiu usłyszałam Kingsów, co podniosło mnie na duchu. Poczułam się jak w domu. Szkoda, że tak krótko. Mówiąc ogólnie i nie żaląc się zanadto, mieszkam  sobie tutaj w iście spartańskich warunkach i jestem zdana całkiem na siebie. Szczerze mówiąc, gdyby nie Internet, chyba bym tu zwariowała. Mieszkam z 6 facetami w wieku poprodukcyjnym. Są to bardzo mili starsi panowie, trochę bałaganiarze. Brakuje w tym domu kobiecej ręki. W ogóle, tutaj wszystkie domy wyglądają niemal tak samo. Są bardzo ładne, ale trochę małe no i trochę ich za dużo, od nadmiaru głowa boli. Bardzo łatwo się tutaj zgubić i dopóki nie poznałam drogi do miasta z tych przeklętych slumsów, siedziałam w mojej  śmierdzącej przyczepie campingowej. Na angielskie żarcie nie mogę już patrzeć. Na szczęście są tu Polskie sklepy, w których sprzedają Tymbarki za pół funta. Jak już mowa o funtach, wszystko maniakalnie przeliczam na złotówki. Obseszon. Przepijam fortunę (haha), ale kichać to. Tymbark na obczyźnie smakuje odlotowo. Jednak nie warto pojechać do Anglii tylko po to, żeby się przekonać jaki on jest pyszny :P Jedno trzeba przyznać. Mają tu wyrąbane w kosmos ciasteczka. Są po prostu kosmiczne. Jakieś kawałki czekolady mają, są chyba pszenne czy jakieś tam. W każdym razie, są pyszne! 
Nie mogę się przestawić z godzinami. Niby to tylko godzina, ale budzę się o 8 am, bo w Polsce jest 9, a tak zwykle wstaję. No i robię się senna o 9 pm, bo w Polsce jest już 22. Jakiś debilizm. Może się jeszcze przestawię. Mam całe trzy tygodnie. 
Weston jest ładne, nawet bardzo. Podobają mi się te domki i widok na zatokę. Trochę gorzej z ludźmi. Tu mieszka potwornie stare i chore społeczeństwo. Gdzie się nie obejrzysz tam jakiś dziadulek na wózku. Do tego, są bardzo otyli. Siedzą w tych knajpach, żrą frytki i smażone filety i toczą się po uliczkach... O czymś jeszcze miałam wspomnieć. Ach, już pamiętam. Samochody jeżdżące po lewej stronie, matko święta i córko... KONIEC ŚWIATA! Nie wiem już, gdzie lewa, gdzie prawa i dostaję okrutnego świra.
Tak ogólnie, to w Anglii nie było takich temperatur jak w tym roku nie było od 1929. Jest słonecznie, gorąco, wieje od oceanu. Nawet się lekko opaliłam, odlocik. 
Czytam w wolnych chwilach Mistrza i Małgorzatę i myślę nad tym, co by tu napisać konkretnego. Nie mam na razie nic ciekawego, ale naprawdę myślę o tym! Upajam się muzyką Kingsów, narzekam, dołuję, myślę o Patryku. 
Spodobałoby Ci się tutaj. Te piękne stare budynki. Jakbyś przeniósł się Dżemowym Wehikułem czasu. Dziś był Twój pogrzeb. Mam nadzieję, że dotarł do Ciebie mój znicz. Wiesz, że chciałabym tam z Tobą być i odprowadzić się do nieba... Chciałabym z Tobą być w takiej chwili, a zabrakło mnie. Mam nadzieję, że mi wybaczysz... Przyjdę do Ciebie, jak tylko wyląduje w Polsce. Masz moje słowo. :) :* 


Kisses from Weston-s-Mare
Dina

P.S: Trzymamy kciuki:
1. Za Damianka i jego nową super-pracę :*
2. Za Shagga, który dziś NA PEWNO dostanie się na UW ;))