czwartek, 17 czerwca 2010

# 133, Benjamin Button i parę innych

Okey. Kolejny film, który powalił mnie na łopatki. Przymierzałam się do obejrzenia go nie pamiętam, ile czasu. Wczoraj wyczaiłam go na HBO. Oglądałam z otwartą gębą. Dawno mnie tak film nie porwał. Piękny obraz człowieka. Fenomenalny wprost. Jestem totalnie oczarowana. Magia tego filmu mnie kupiła. Mam do niego ochotę ciągle wracać. Ciągle mi mało. Jakaś psychoza. Do głębi, aż do szpiku kości. 
W nocy dużo myślałam. O przemijaniu, o tym jak wielu ludzi ma wpływ na to, kim jesteśmy. Zastanawiałam się, kto mnie ukształtował. Zastanawiałam się, w czyje oczy będę patrzeć, kiedy będę umierać, jak mały Benjamin Button, patrząc na miłość swojego życia, leżąc w jej ramionach. Myślałam o tym, jakich ja ludzi spotykam. O tym, że chciałabym poznać człowieka, który robi się coraz młodszy. Myślałam o rudej piękności, która zajmowała się dwunastolatkiem z demencją starczą. Myślałam: czy ja byłabym do tego zdolna? O kobiecie, która powiedziała, że ludzie muszą odchodzić, abyśmy poznali, ile byli dla nas znaczyli. O tym, ilu ludzi ode mnie odejdzie. Ile razy będę jeszcze płakać, bo stracę kogoś naprawdę bliskiego sercu. O tym, że trzeba robić to, co się kocha, wbrew temu co mówią ludzie. O tym, że czas tak prędko ucieka. O tym, z iloma osobami się jeszcze spotkam i jaką rolę odegrają w moim życiu.
Czy przeminę niezauważona?
Benjamin Button złapał mnie za serce.
Czytałam wypowiedzi na temat tego filmu. Budzi bardzo różne odczucia w człowieku. Niektórzy uważają, że jest totalną klapą, dla innych zaś (takich jak ja) - to cud nad cuda. Dodaję go do "filmów do kupienia", tuż obok Prince of Persia. 
Mam w sobie takie coś, że od jakiegoś czasu wszystko bardzo mocno przeżywam. Ryczę oglądając film, czytając książkę, ucząc się historii. Zrobiła się ze mnie totalna beksa. Działa to w obie strony. Albo wyję albo dostaję NNŚ, czyli Niekontrolowanego Napadu Śmiechu, po czym boli mnie brzuch i jestem nie-do-życia. To coś głupiego, co rozstraja mi myśli i serce, nie pozwala funkcjonować. Dziś na wuefie o mało nie popłakałam się ze szczęścia, kiedy zaliczyłam zakichany dwutakt na dobry (biorąc pod uwagę, że dwa tygodnie temu nie byłam w stanie tego wykonać). Teraz mam fazę "dołu jak *$%^&*(*&^%". Same mi łzy lecą, wkurzam się. Myślę o moim domu z pięknym ogrodem z pnącymi się różami, o przyszłości, przeszłości. Wspominam, jak cholerna masochistka, najgorsze rzeczy, które mnie w życiu spotkały. Wkurzam się, bo nie umiem tego wykasować z pamięci. Truje mnie to. Psuje od środka. Twarze spotkanych osób, które teraz o mnie nie pamiętają, choć ja o nich pamiętam. Przypominam sobie ból, rozżalenie, gniew. Czuję, jak wypełnia mnie ślepa furia i mam ochotę coś roz(*&^%$#$%^&* na twojej, głupio i tępo uśmiechającej się do mnie perfidnie,  łepetynie. Dość, dość, po TYSIĄCKROĆ dość. Pasuję. Zadowolony?
Przepełnia mnie gniew. Nie chcę być zła. Jestem zła? Jakim jestem człowiekiem?
Nie wiem, kim jestem. Zgubiłam się w sobie i nie potrafię się odnaleźć.


BENJAMIN BUTTON