piątek, 4 czerwca 2010

# 121, Życie jako wyższa matematyka - rozważania Pana X, fizyka od siedmiu boleści.

Żył kiedyś pewien fizyk X. Było to tak dawno, że nikt z żyjących w obecnych czasach nie pamięta już o jego fantastycznie barwnej egzystencji. O tak, niesamowity był to człowiek. Nieopisanie pracowity, ogromnego serca oraz z niebywałą słabością do płci pięknej. Oglądał się za spódniczkami, kiedy tylko nie analizował równań długich jak tasiemce lub też kiedy nie spał, co jednak zdarzało mu się dość rzadko. Z tego, co mi wiadomo, Pan X zwykł sypiać nie więcej niż trzy godziny w ciągu doby z przyczyny dość prostej, aczkolwiek niezrozumiałej dla osoby szaro-zwykłej, która lubi drzemać i przysypia, kiedy tylko ma ku temu sposobność. Otóż naszemu uczonemu szkoda było czasu na takie głupoty jak sen. "Życie, życie, życie... Kilka chwil, które mijają niezauważone. Kilka minut, które jak piasek przesypują się między palcami, które nie potrafią go zatrzymać. Życie to tylko parę zmiennych x, y czy z. Nieplanowane sytuacje, przypadkowo spotkane osoby, jakieś nieprzewidziane zwroty akcji, które robią zamieszanie, z którym czasem tak trudno sobie poradzić. To jest właśnie życie." - Mawiał szalony naukowiec. Według niego my, ludzie od zawsze, jak Syzyf robimy sobie pod górkę - kombinujemy jak kobyły, kiedy droga jest tak oczywista, że aż banalna. Tu wystarczy coś ułatwić, tam coś uprościć. 
"Przecież życie można przedstawić jako równanie matematyczne!" - często wykrzykiwał szpakowaty mężczyzna o oczach czarnych jak dwa węgielki, w ufajdanym fartuchu i umorusanych fioletowym atramentem policzkach, burząc się na swojego karłowatego asystenta. Być może Fizyk X miał rację.
Istnienie - wzór na nie jest bardzo zawiły, skomplikowany i totalnie niepojęty dla głupich ludzi harujących jak mrówki przy budowie mrowiska. Nie da się go nauczyć na pamięć, bo jest zbyt zakręcony (załóżmy tak, bo w sumie, kiedy można byłoby nauczyć się "wzoru na życie" na pamięć, jaki byłby sens ludzkiego bycia?). To taka rachunkowa mega-kombinacja, z której można wyznaczyć wiele zmiennych. Współczynniki zdrowia, szczęścia, smutków i trosk, czy innych takich - takie były założenia Pana X. Podstawiając pod litery różne liczby otrzymuje się całkiem inny wynik, czyli całkiem inne życie. Z każdą chwilą, jak na giełdzie nowojorskiej, te cyferki ulegają zmianie. W zależności od nastrojów nasze życie jest niemal jak z pięknej bajki lub też "w miarę, w miarę". Pozostaje jeszcze ewentualność "tylko iść i się zabić", czego nikomu nie życzę. Jeśli założymy, że życie to stosunek "plusów" do "minusów", to kiedy wartość tych dobrych rzeczy jest większa od wartości tych złych, mamy życie dobre, aż chce się dalej brnąć w wir zdarzeń. Kiedy wartości licznika i mianownika są do siebie zbliżone, można powiedzieć, że to ani bajka ani koszmar. Takie normalne, zwyczajne życie z zachowaną równowagą między wzlotami i upadkami. A kiedy minusy biorą górę nad plusami, chyba nie trzeba tłumaczyć, bo i tak została tylko jedna ewentualność (dla jasności faktów: kiepsko z naszym istnieniem). "Szaleńcy!" - Wrzeszczał, wybiegając na ulicę w zakopconym płaszczu i galaretowatą, zieloną mazią pod lewym okiem - "To wasze życie, róbcie z nim co chcecie!" - Z takim zaaferowaniem wył na rynku w mieście W.,  że nawet nie zauważył, że ludzie gapią się na niego jak na człowieka, który tęskni za rozumem i że kilku przechodniów wrzuciło mu drobne monety do kapelusza, który postawił na fontannie. Ułatwić sobie życie, a to dobre. Niby jak? Po co? "Po co?!" - Warczał naukowiec. "Po co?! A żeby w życiu było jak w bajce!" - Kończył z naburmuszoną miną, przez który przebiegał grymas dumy i zadowolenia z siebie i ze swoich mądrych słów. Odchodził do swojej ciasnej klitki, po drodze podziwiając kobiece nóżki, nucąc niezrozumiale pod nosem jakąś dziwną piosenkę. Zapomniał Pan o kapeluszu! Ależ nic nie szkodzi.
Pan X nakłaniał do upraszczania życia do jak najlepszej postaci. Uważał, że jeśli wzory można precyzować, tak więc i z całą pewnością i życie można by uprościć i rozwikłać tajemnicę pojawiania się kłopotów za pomocą zrobienia z istnienia wzoru (gigantycznego, ale jednak...). Dlaczego robić sobie pod górkę i utrudniać wszystko niepotrzebnie? Można sobie uprzyjemniać życie. Dostarczać sobie szczęścia, potęgować je, mnożyć, dodawać i różne cuda z nim robić (byle nie odejmować!). Nie warto się truć, martwić się wszystkim, przejmować każdym głupim spojrzeniem, słowem krytyki czy obojętnością ze strony człowieka, który coś dla nas znaczy. To oczywiste, że to boli. Boli niemiłosiernie. Jednak zamiast robić sobie coraz łatwiejszą drogę, dodajemy coraz więcej minusów, które za nogi ściągają nas na dno, gdzie słychać tylko płacz i zgrzytanie zębów. Taka całkiem ta życiowa ścieżka też nie może być łatwa, bo życie to nie bajka, a jakby nie było: "Doświadczenia uczą". Tak mówi Ciocia Dobra Rada lub też Pan X Fizyk. Zamiast mnożyć problemy martwieniem się o wszystko i o wszystkich, zaserwujmy sobie odrobinę szczęścia, którego czasem tak bardzo nam brakuje. Drobnostki mogą tak wiele zdziałać, kiedy tylko będziemy sobie na nie pozwalać. Skoro można uczynić sobie życie bardziej kolorowym i choć trochę przypominającym bajkę, dlaczego nie? Zaszalejmy! "Życie wcale nie musi być niezrozumiałe, trudne i jakby wytrzaśnięte z kosmosu czy z podręcznika matematyki. Żyj tak, żeby żyło ci się dobrze" - mawiał Pan X do lustra.
Jakby było pięknie, gdyby ktoś opracował ten wzór lub gdyby ktokolwiek choć wpadł na ten pomysł. Jak wspaniale byłoby, gdyby Pan X kiedykolwiek się urodził.

Setny post w tym roku, z czego wynika, że pisałam około 0.64 posta dziennie *haha*. Wiem, że to już było. Ale szalenie lubię ten post. Do tego, trochę go poprawiłam i pozmieniałam i czuję się z tym super. Myślę, że jest odpowiedni jak na setny post w tym roku. 
Piękna pogoda, słoneczko jak z bajki. Wracałam od Piny do domu w piżamie i ludzie gapili się na mnie jak na kretynkę, ale co mi tam. Przynajmniej było wesoło. Posprzątałam już większość, jeszcze tylko prasowanko *a yeah*. Później ostrzycki dance u Sola, którego według Facebooka dziś zabiję (może w tańcu? pasodoble?*śmiech na sali*). A o 2:15 jedziemy na Lednicę. Będzie wesoło, masa ludzi (w tym Martynka i Damian, haha). Mam nadzieję, że w tym roku deszcz nas oszczędzi. A Ludzie bezdomni leżą i kwiczą. TAK BARDZO MI SIĘ NIE CHCE! 
Poczta przyszła, huhu :)
A propos notki, wiem dlaczego matma jest taka głupia. Po to, aby utrudniać mi życie!
Coś jeszcze miałam powiedzieć, ale zapomniałam (oczywiście). To lecę prasować. Ściskam gorąco.

Dinka.